Jezioro Tarnobrzeg dokonało cudu w Dąbrowie Górniczej. "Ten mecz będzie długo wspominany"

Mimo ogromnych problemów kadrowych Jezioro Tarnobrzeg wygrało w Dąbrowie Górniczej. - Cuda w sporcie się zdarzają - mówił po meczu trener podkarpackiego zespołu, Zbigniew Pyszniak.

Sobotni mecz w Dąbrowie Górniczej koszykarze Jeziora Tarnobrzeg zaczęli słabo. Po udanych akcjach gospodarze wyszli na prowadzenie 10:0. Goście szybko rzucili się do odrabiania strat i pierwszą kwartę przegrali różnicą czterech punktów. W drugiej odsłonie dąbrowianie mieli szansę na podwyższenie prowadzenia, gdyż w szeregach Jeziora brakowało wysokiego gracza, który powstrzymywałby Davida Weavera.
[ad=rectangle]
Jednak zmiana systemu gry w obronie, a także złe indywidualne wyboru zawodników MKS-u sprawiły, że po pierwszej połowie gospodarze prowadzili 54:48, a sześciopuntkowy dystans utrzymał się po trzeciej kwarcie. Warto dodać, że po kontuzji Craiga Williamsa Jezioro do Dąbrowy Górniczej przyjechało w dziesięciu, lecz na ławce rezerwowych zasiedli zawodnicy, którzy stawiają swoje pierwsze kroki w najwyższej klasie rozgrywkowej i trener tarnobrzeskiego zespołu na zmiany decydował się z konieczności.

Mimo problemów kadrowych goście po raz kolejny wykazali się niezwykłą walecznością i ambicją. Aż trzech graczy Jeziora musiało opuścić boisko z powodu zbyt dużej liczby fauli, a w końcówce szansę gry otrzymali 16-letni Kamil Karliński i o rok starszy Wiktor Rycerz. - Ten mecz będzie długo wspominany. Słowa uznania dla moich zawodników, a już końcówka, kiedy zaczęli wychodzić 16-latkowie... Szczerze mówiąc, nie liczyłem na to, ale cuda się zdarzają w sporcie i z tego się cieszę - przyznał trener Jeziora, Zbigniew Pyszniak.

Kluczem do zwycięstwa Jeziora była realizacja przedmeczowych założeń taktycznych. Szkoleniowiec drużyny z Podkarpacia uczulał swoich zawodników, by nie dali się wciągnąć w grę z kontry. - Mówiłem zespołowi, że jeżeli będziemy grać mądrze, to jesteśmy w stanie powalczyć o dobry wynik. Gdybyśmy szli na przebicie i gralibyśmy agresywnie kontrą, to MKS ma dwunastu zawodników równych i nie ustalibyśmy fizycznie - tłumaczył Pyszniak.

Liderami gości byli Josh Miller i Dominique Johnson. To właśnie na tej dwójce opierała się ofensywna gra Jeziora. Pierwszy z nich na swoim koncie zgromadził 16 punktów, a Johnson rzucił 30 "oczek". Na uznanie zasłużyła jednak cała drużyna, która w obliczu problemów z rotacją odniosła zwycięstwo z drużyną, która nie tak dawno aspirowała do walki o awans do czołowej ósemki. - Prawdę mówiąc brakuje mi słów po takim meczu. Jest wielka radość, dziękuje bardzo wszystkim zawodnikom, którzy byli na parkiecie i na ławce. Jechaliśmy tutaj zagrać przyzwoity mecz - powiedział szkoleniowiec Jeziora.

Komentarze (5)
avatar
thebigone
8.02.2015
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Koleżanko Barbaro, kolega Filip słusznie zwrócił uwagę redaktorowi Witczykowi ponieważ w momencie, gdy pisał swój komentarz, w artykule istotnie widniał błąd, który dopiero po tejże uwadze zost Czytaj całość
Lawina
8.02.2015
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Porażka najgorsza z możliwych bo 1 pkt.
Swoją droga liga uczy pokory.
Jezioro wygrało grając 2.5 zawodnikami.
Czapki z głów... 
avatar
onlybasket
8.02.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Chetnie bym zobaczyl D.Johnsona/ nie mylic z Daniel'em/ w koszulce Stelmetu :) 
avatar
Barbara Markowicz
8.02.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Zwracać uwagę potrafi a czytać nie umie kol.Filip. 
avatar
Filip Kwaśniak
8.02.2015
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Panie piszący...Miller miał w tym meczu 16 pkt, a Johnson 30...