Radomianie świetnie zaczęli czwartkowe spotkanie z Asseco Gdynia. Po kilku minutach goście prowadzili już 19:9 i David Dedek, opiekun gospodarzy, zmuszony był poprosić o przerwę. Gospodarze nie mogli powstrzymać duetu Danny Gibson-Mike Taylor. Amerykanie łącznie zdobyli 47 punktów, co stanowi ponad połowę punktów Rosy Radom.
[ad=rectangle]
Goście stopniowo powiększali przewagę, która w trzeciej kwarcie wyniosła już 19 oczek. - Przez trzy kwarty graliśmy bardzo dobrze. W ostatniej części meczu straciliśmy koncentrację. Asseco wierzyło do końca, że może wygrać i nie było daleko - stwierdził na konferencji prasowej Wojciech Kamiński, opiekun Rosy Radom.
Dopiero w ostatniej odsłonie żółto-niebiescy zdołali się nieco przebudzić. Goście nie potrafili zatrzymać Lazara Radosavljevicia, a do tego na chwilę przebudził się Ovidijus Galdikas. Rosa miała powody do niepokoju, ale zachowała zimną krew i w decydującym momencie mogła liczyć na swoje gwiazdy, które wybiły Asseco marzenia o zwycięstwie. - Awans do półfinału to dla nas wielki sukces. Cieszymy się z tego awansu - dodał Kamiński.
Rosa w czwartkowym spotkaniu zaaplikowała gdynianom aż 16 rzutów z dystansu! Pięć takich rzutów trafił Danny Gibson, który z każdym kolejnym meczem prezentuje się coraz lepiej.
Dla radomian było to już piąte zwycięstwo z rzędu na ligowych parkietach. Uros Mirkovic przyznał, że drużyna złapała swój odpowiedni rytm. Czy w sobotę Rosa pokona Energę Czarnych?
- Jesteśmy w dobrym rytmie. Wydaje mi się, że ta wygrana z PGE Turowem Zgorzelec nas napędziła. Gramy naprawdę dobrze, ale nie podobało mi się to, że zaczęliśmy się bawić w samej końcówce. Zaczęliśmy za długo trzymać piłkę w swoich rękach, zabrakło gry zespołowej. Później jednak wróciliśmy do swojej normalnej gry i zwycięstwo zostało przy naszej drużyny - mówił Mirković.