Michał Fałkowski: Przypuszczam, że decyzja o przenosinach do Izraela była dla ciebie bardzo trudna?
Dominique Johnson: Pytasz o decyzję samą w sobie?
Tak.
- Samo odejście do innego klubu nie było dla mnie łatwe, ale podjęcie decyzji o odejściu - tak. To nie była wcale taka trudna sprawa. Jestem koszykarzem, w ten sposób zarabiam na życie. W Izraelu zaoferowano mi lepsze warunki i moja rodzina tym samym może mieć więcej niż mniej, więc sama decyzja nie była trudna. Ciężko było natomiast opuszczać Tarnobrzeg i ludzi, których tu poznałem.
[ad=rectangle]
Odchodząc, podałeś sobie ręce ze wszystkimi?
- Oczywiście.
Byli tacy zawodnicy, którzy wręcz uciekali z Tarnobrzegu w trakcie sezonu, nikomu i nic nie mówiąc...
- Tak, słyszałem te wszystkie historyjki rodem z taniego horroru. Ja jednak nigdy, i chcę to wyraźnie zaznaczyć, nigdy nie miałem żadnych problemów w tym klubie. Przyszedłem do Jeziora grać w koszykówkę i tylko na tym się skupiałem. Odchodząc, chciałem natomiast pozostawić po sobie możliwie najlepsze wrażenie i myślę, że to mi się udało.
Od momentu pojawienia się informacji, że odchodzisz, do momentu rzeczywistego odejścia minęło kilka dni. Trochę to trwało...
- Tak. Odkąd dowiedziałem się, że będę grał w Izraelu, czekałem w napięciu aż wszystkie sprawy papierkowe będą załatwione.
We wtorek ostatecznie wszystko zostało załatwione, tak? Dostałeś list czystości, przeszedłeś testy medyczne?
- Tak. Jestem już oficjalnie graczem Maccabi Rishon i za kilka dni zadebiutuję w meczu z Galil Gilboa.
Co było takiego wyjątkowego w ofercie Maccabi Rishon? Mam na myśli fakt, że przecież ofert odejścia miałeś więcej w trakcie sezonu.
- Musiałbyś zapytać mojego agenta o szczegóły. Wiem, że kilka klubów było mną zainteresowanych...
Pytałem. Chodziło np. o Zenit Petersburg, BC Ventspils, Umanę Wenecja czy Krasnye Oktyabr.
- Wiesz zatem więcej ode mnie (śmiech). Cóż, po prostu oferta z Maccabi była bardzo, bardzo konkretna i bardzo solidna. Finansowo i sportowo. Nigdy nie byłem w Izraelu, ale wiele słyszałem o tym kraju, słyszałem, że mają kapitalną pogodę, więc pomyślałem sobie: dlaczego by nie? Maccabi liczy się w wyścigu o play-off i skoro uznali, że mogę im pomóc, to sprawa stała się oczywista.
Maccabi musiało zapłacić za ciebie buy-out.
- Tak, to prawda. Taki miałem zapis w umowie.
Zdradzisz o jaką kwotę chodziło? Mówi się o sumie rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych.
- Nie chcę wypowiadać się na ten temat. To jest sprawa dwóch klubów, które doszły do porozumienia.
Jak będziesz wspominał swój pobyt w Tarnobrzegu?
- Czas spędzony w Tarnobrzegu nauczył mnie cierpliwości. Dzięki tym kilku miesiącom stałem się silniejszy mentalnie, a tego brakowało mi w przeszłości. Na pewno też rozwinąłem się jako koszykarz, bo otrzymałem możliwość grania "mojej gry". Za to jestem klubowi bardzo wdzięczny.
Sezon 2014/2015 jest bardzo trudny dla Jeziora. Ciągłe zmiany zawodników, ciągłe rotacje. Nie miałeś wyrzutów sumienia, że zostawiasz zespół w trudnym położeniu?
- Na pewno to był najdziwniejszy sezon, w jakim kiedykolwiek miałem okazję brać udział. Za każdym razem, gdy coś się działo, wydawało się, że już nic innego, gorszego, zdarzyć się nie może, a jednak się zdarzało. Mimo to zawsze walczyliśmy z przeciwnościami losu. I myślę, że nawet nieźle nam to wychodziło, biorąc pod uwagę jakie przeszkody musieliśmy omijać. Ja, jako lider, starałem się podwójnie. Chciałem wygrywać i chciałem dawać przykład innym zawodnikom... Czy miałem wyrzuty sumienia? Na pewno nie czułem się dobrze z tym, że muszę zostawić chłopaków, ale tak jak powiedziałem wcześniej - musiałem skorzystać z takiej oferty.
Wiesz, że znajdą się tacy, którzy ci nie uwierzą?
- Wiem o tym... Więc na koniec rozmowy chciałbym, żebyś napisał tak... Nigdy nie zapomnę tego, co przeżyłem w Jeziorze ani nie zapomnę tych ludzi, których poznałem w Tarnobrzegu. Życzę im wszystkim wszystkiego najlepszego, zawsze będę myślał o nich tylko pozytywnie, a grając w Izraelu, będę trzymał kciuki za koszykówkę w Tarnobrzegu. Niczego bym nie zmienił w ciągu tych kilku miesięcy spędzonych w tym klubie.