Po odpadnięciu z Pucharu Europy mistrzowie Polski nie mają już żadnych wymówek. Drużyna Miodraga Rajkovicia może się w pełni poświęcić rywalizacji o obronę tytułu. Ostatnio zgorzelczanie zawodzili i ich sytuacja w tabeli się pogorszyła. Przez długi czas PGE Turów był niczym zespół z innej półki, ale teraz - zwłaszcza na wyjazdach - wszystko przychodzi im z większym trudem.
Dlatego lublinian nie można było skreślać już przed spotkaniem. Podopieczni Pawła Turkiewicza w szeregu stoją daleko, lecz przy wysokiej skuteczności mogli zagrozić utytułowanemu przeciwnikowi. Zresztą beniaminek w pierwszych minutach faktycznie prezentował się dobrze na tle mistrza. W szóstej minucie Wikana Start prowadził już sześcioma punktami. Z czasem jednak pojawiły się coraz większe problemy ze skutecznością, w szczególności na dystansie.
[ad=rectangle]
Zgorzelczanie rozpoczęli niemrawo. Prawdę mówiąc atak, który dotychczas był największym atutem zespołu, ostatnio podupadł. I początek nie wskazywał na wyraźną poprawę. Co zaskakujące, obrońcy tytułu mieli wielkie trudności ze... zdobyciem punktów spod kosza. W końcówce pierwszej kwarty udało im się za to przełamać na dystansie, dzięki czemu nie tylko odrobili straty, ale nawet wyszli na prowadzenie. Duża w tym zasługa Vlad-Sorin Moldoveanu, który trafiał zza łuku.
Wiele się zmieniło w kolejnej odsłonie. Beniaminkowi coraz częściej brakowało argumentów. Szwankowała gra po obu stronach parkietu, więc PGE Turów powoli odjeżdżał. Nie mogło być jednak inaczej, skoro zgorzelczanie wreszcie zaczęli grać na miarę swoich możliwości. Goście grali na wysokim poziomie w strefie podkoszowej, gdzie świetnie spisywał się chociażby Kyryło Natiażko. Nie on jeden miał znaczący wpływ na mistrza, bo nadal dobrze grał Moldoveanu oraz przebudził się Michał Chyliński. Dwaj ostatni byli najskuteczniejszymi graczami swojego zespołu (zdobyli ostatecznie po 13 punktów).
Mistrzowie praktycznie do przerwy przyklepali wygraną. Dlatego w drugiej części meczu nie było zbyt ciekawie. Zawodnicy Turkiewicza próbowali jeszcze walczyć, ale dopiero w czwartej odsłonie zdołali trochę postraszyć rywala. Lublinianie wówczas zbliżyli się nawet na odległość czterech, pięciu punktów, ale w gruncie rzeczy wszystko było pod kontrolą obrońców tytułu. Zespół Rajkovicia trzymał rękę na pulsie, lecz spójrzmy prawdzie w oczy - PGE Turów w tym spotkaniu nie zachwycił. Zrealizował plan minimum, ale można było oczekiwać lepszej postawy i bardziej przekonywującego zwycięstwa.
Dość nieoczekiwanie najlepszym strzelcem gospodarzy został Robert Lewandowski. Środkowy Startu zdobył aż 18 punktów (blisko 73 procent skuteczności z gry) i zebrał 10 piłek, dlatego też może się pochwalić dobrym występem i double-double. Gdyby nie kiepska skuteczność, to można by było napisać, iż nieźle spisali się Piotr Śmigielski i Bryon Allen. Pierwszy rozdał aż 8 asyst i zebrał 5 piłek, Amerykanin był niedaleko od triple-double (14 punktów, 8 zbiórek i 6 asyst).
Wikana Start Lublin - PGE Turów Zgorzelec 68:75 (18:22, 17:27, 13:12, 20:13)
Wikana Start: Lewandowski 18, Allen 14, Wells 10, Trojan 8, Wojdyła 6, Ł. Diduszko 6, Śmigielski 4, B. Diduszko 2.
PGE Turów: Moldoveanu 13, Chyliński 13, Collins 11, Taylor 10, Natiażko 9, Karolak 5, Kulig 5, Wright 4, Czyż 3, Dylewicz 2, Gospodarek 0.