Obie ekipy rozpoczęły nerwowo, ale to zgorzelczanie początkowo świetnie bronili. Tylko chwilowo PGE Turów nawiązywał walkę z rywalami, którzy szybko - po akcjach Andre Owensa i Lawrence'a Robertsa - prowadzili 10:5. Po chwili jednak wicemistrzowie Polski zaczęli grać wyśmienicie i dzięki kontrom wyszli na prowadzenie 14:10, a w piątej minucie pierwszej kwarty o czas poprosił Svetislav Pesic. Ta przerwa była lekarstwem na słabą grę Crveny Zvezdy, która wyszła na prowadzenie 17:14, a gracze Turowa długo nie mogli zdobyć punktów, ale po indywidualnej akcji Johna Turka był remis po 18 po dziewięciu minutach gry. Równo z końcową syreną do kosza trafił Vladimir Stimac i po pierwszej kwarcie 22:20 prowadzili goście.
Od początku drugiej kwarty oba zespoły grały kosz za kosz, ale dopiero rzut za trzy Iwo Kitzingera i jego dwa rzuty wolne wyprowadziły PGE Turów na prowadzenie 29:26 po pięciu minutach drugiej kwarty. Pesić otrzymał już wcześniej upomnienie od sędziów, ale po raz kolejny nie chciał zgodzić się z ich decyzją, za co ukarany został przewinieniem technicznym.
Emocje serbskiego trenera przyniosły jednak połowiczną korzyść wicemistrzom Polski - Bryan Bailey trafił dwa wolne, ale swój trzeci faul w meczu popełnił Dragisa Drobnjak, więc dodatkowa akcja nie została wykorzystana. Od tego momentu wynik zmieniał się jak w kalejdoskopie - raz prowadzili jedni, a raz drudzy i każda przewaga była niwelowana przez rywali. Do szatni przy jednopunktowym prowadzeniu (36:35) schodzili gospodarze.
- Jestem zadowolony z pierwszej połowy w wykonaniu moich koszykarzy. Zagraliśmy wówczas tak, jak powinniśmy grać przez cały mecz - mówił na pomeczowej konferencji prasowej Saso Filipovski. - Nie potrafiliśmy zatrzymać gry jeden na jednego i rzutów za trzy punkty strzelców "Czerwonej Gwiazdy", którzy zdobyli większość punktów. Myślę, że nie mieliśmy wystarczająco wiedzy i doświadczenia, aby pokonać rywali - dodawał Słoweniec.
Po przerwie grę lepiej rozpoczęli goście, którzy, nie zwracając uwagi na problemu PGE Turowa w ataku i ich nieskuteczność, szybko zdobyli osiem punktów i prowadzili 43:36. Zgorzelczanie dopiero po dwóch minutach gry trafili do kosza. Chociaż Drobnjak nie wykorzystał dodatkowego rzutu wolnego, to wicemistrzowie Polski wybronili akcję, a kontrę na punkty zamienił Krzysztof Roszyk. Chwilę później było już bardzo źle - PGE Turów dał sobie rzucić trzykrotnie za trzy z rzędu, przez co Crvena Zvezda wyszła na prowadzenie 54:42 po czterech minutach gry i Saso Filipovski był zmuszony poprosić o czas. Ekipa z Belgradu z każdą chwilą powiększała swoje prowadzenie i na dwie minuty przed końcem trzeciej kwarty wynosiło ono już piętnaście punktów (61:46). Ostatecznie podopiecznym słoweńskiego trenera udało się doprowadzić do ośmiopunktowej straty, bowiem w końcu pod koszem wykorzystywany zostawał Drobnjak.
Goście byli bardzo skuteczni przy rzutach trzypunktowych, co pozwoliło im - mimo trafień rywala - prowadzić. Gospodarze starali się, ale momentami byli po prostu bezradni i nieskuteczni. W momencie, gdy Crvena prowadziła jedenastoma punktami, za trzy trafił Iwo Kitzinger, przedłużając tym samym nadzieję zgorzelczan na zwycięstwo. Nic sobie z tego, mimo akcji 2+1 Drobnjaka, nie robił sobie Marko Keselj, który co chwilę trafiał do kosza rywali.
PGE Turów Zgorzelec - Crvena Zvezda Belgrad 76:86 (20:22, 16:13, 20:29, 20:22)
PGE Turów: Bailey 15 (3), Drobnjak 13, Witka 11 (1), Kitzinger 8, Miljkovic 8, Turek 8, Roszyk 5 (1), Daniels 4, Harris 2 i Radonjic 2.
Crvena Zvezda: Keselj 20 (3), Roberts 16 (3), Bjelica 12 (1), Stimac 11 (1), Bakic 9 (1), Kikanovic 9, Owens 8, Dragicevic 1, Kovac 0 i Milosevic 0.