Głodny gry jak wilk - rozmowa z Krzysztofem Krajniewskim, byłym skrzydłowym Anwilu

- Czuję się trochę tak, jakbym był kontuzjowany przez całe rozgrywki i obecnie dochodził do siebie. A przecież jestem zdrowy jak ryba i głodny gry jak wilk - mówi Krzysztof Krajniewski.

Michał Fałkowski: Przesiedziałeś na ławce cały rok. Czy podpisanie umowy z Anwilem było błędem i pomyłką?

Krzysztof Krajniewski: Z perspektywy czasu wiem, że podpisanie kontraktu we Włocławku to była wielka pomyłka i zawodowa porażka. Niedawno skończyłem 26 lat. Wydawałoby się, że to idealny wiek, by zrobić wielki krok naprzód w karierze sportowej, zwłaszcza, że jestem zdrowy i głodny gry. A jednak sztab trenerski Anwilu zaszufladkował mnie już na samym początku do roli zadaniowca. Grać dwie-trzy minuty w moim wieku to strzał w stopę, a przecież bywały mecze, w których nie występowałem w ogóle.
[ad=rectangle]
Pamiętam jak Robert Skibniewski i Harding Nana przesiedzieli cały sezon na ławce w PGE Turowie Zgorzelec. To było za czasów trenera Saso Filipovskiego. Mimo to, po zakończonych rozgrywkach zgodnie twierdzili, że to nie był zmarnowany czas, bo same treningi dały im wiele.

- Pytasz, czy czegoś się tu nauczyłem... Dużo nowego wyniosłem od naszego masera, Arka Markiewicza. Pokazał mi wiele nowych ćwiczeń, dzięki którym wiem, jak samemu przygotować się do nowego sezonu. Arek świetnie przygotował mnie pod względem fizycznym do rozgrywek. Niestety, dużo energii i zdrowia na boisku nie straciłem...

A jeśli chodzi o treningi czysto koszykarskie?

- Na pewno wiele dało mi podpatrywanie doświadczonego i inteligentnego gracza, jakim jest Konrad Wysocki. Jego zachowań, manewrów na boisku. No i nauczyłem się jeszcze dużo cierpliwości...

Podpisałeś kontrakt z Anwilem, bo trener Mariusz Niedbalski widział cię jako ważnego gracza rotacji.

- Przed sezonem miałem kilka ciekawych propozycji, jednak jak to się u was mówi - "Anwilowi się nie odmawia". No i do tego obietnica trener Niedbalskiego. Jak nie skorzystać z propozycji, gdy podczas negocjacji trener obiecuje ci 17 minut w meczu? Tak, dosłownie - 17 minut w meczu. Raz mniej, raz więcej, w zależności od meczu, ale średnio miałem grać właśnie ponad półtorej kwarty. Byłem pewien, że to będzie przełomowy sezon w mojej karierze. Widziałem, jaką szansę otrzymywali we Włocławku sezon wcześniej Michał Sokołowski czy mój kumpel Mateusz Kostrzewski. Mnie niestety się to nie udało.

Anwil już zawsze będzie kojarzył ci się negatywnie? Hipotetycznie pytam - gdyby była wola samego klubu - podpisałbyś tu kontrakt raz jeszcze?

- Pytasz, czy podpisałbym jeszcze raz kontrakt we Włocławku - wszystko zależałoby od tego, kto byłby trenerem i jak zbudowany byłby skład. Jeśli byłaby taka presja na wynik jak w tym sezonie, mimo wielkich problemów finansowych, jeśli nie byłoby umowy z jakimś konkretnym sponsorem (mam dość sporych zaległości finansowych, nie zarabiam "kokosów", ale chciałbym jak każdy normalny człowiek zarabiać regularnie) i na moich pozycjach byłoby dwóch liderów ekipy, odmówiłbym.

Krzysztof Krajniewski nie otrzymał zbyt wielu szans w tym sezonie
Krzysztof Krajniewski nie otrzymał zbyt wielu szans w tym sezonie

A czy to nie jest trochę tak, że problem jest w tobie? W końcu skoro trzech trenerów uznało, że nie będą wprowadzać cię do rotacji, to trudno uwierzyć, że wszyscy popełnili ten sam błąd. Nie grałeś nawet wtedy, gdy Marcin Woźniak nie miał już presji wyniku, a rotował zaledwie szóstką-siódemką graczy. Nie świadczy to o tobie dobrze.

- Słuchaj, ja do tej pory nie otrzymałem odpowiedzi na to pytanie: czy jakiś problem jest we mnie. Zobacz, trener Mariusz Niedbalski oraz asystent Marcin Woźniak bardzo mnie chcieli przed sezonem. Rozmawiali, namawiali. Miałem być takim następcą Mateusza Kostrzewskiego, zmiennikiem Chase’a Simona na trójce. I w meczach przedsezonowych wydawało się, że skład jest zbudowany ciekawie, każdy zna swoje miejsce, grałem naprawdę sporo, byłem zadowolony ze swojej roli, wygraliśmy kilka meczów, pozytywnie wypadliśmy przecież w Kasztelan Basket Cup.

Co się zmieniło?

- Nagle kontuzji nabawił się Piotrek Pamuła, wypadł nam zatem świetny rzucający obrońca. Dodatkowy Polak potrzebny był na gwałt, ale wolnych graczy z polskim paszportem było niewielu. Klub ostatecznie dogadał się z Konradem Wysockim, który wskoczył na trójkę, a Chase Simon został oddelegowany na pozycję Piotrka.

Po takim transferze wszyscy mieli wielkie oczekiwania względem sezonu. Gdy rozgrywki nadeszły, mały napompowany balonik nagle pękł po meczu w Toruniu. W klubie zrobiło się naprawdę gorąco, ogromna presja pochłonęła coacha Niedbalskiego, który w trzech następnych meczach grał bardzo wąskim składem. Niestety nadal przegrywaliśmy, więc próbowano coś zmienić: pozbyto się Brandona Browna, trenera Niedbalskiego, zatrudniono Andreę Crosariola oraz trenera Predraga Krunicia, ale szybko okazało, że nowy szkoleniowiec też preferuje wąską rotację.

Dobrze, opisujesz teraz cały sezon, ale pytałem cię czy problem czasem nie leży w tobie?

- Cały kontekst jest ważny. Nigdy nie zrozumiem jednej rzeczy. W meczu w Szczecinie wszedłem na boisko na sześć minut, w tym czasie rzuciłem siedem punktów, coś zebrałem, efektownie zablokowałem. Następny mecz graliśmy u siebie z teoretycznie słabszą Polpharmą i co? Nie wyszedłem nawet na sekundę. Jakbyś się poczuł po takim meczu? Spytałem trenera Krunicia czemu tak jest. Spytałem czy może za słabo trenuję oraz co mogę zrobić, żeby dostać więcej szans. Odpowiedział: "wszystko jest w porządku, bardzo dobrze trenujesz, jesteś coraz bardziej agresywny, świetnie". I tyle... Zgłupiałem jeszcze bardziej. Wolałbym już chyba usłyszeć, że po prostu jestem słabszy od graczy pierwszej piątki, muszę poprawić to i tamto. Ale nie usłyszałem. Cały czas dalej stałem w miejscu.

W grudniu lub styczniu miałeś ofertę przejścia do King Wilków Morskich Szczecin. Zgody na transfer nie dał jednak trener Krunić.

- Tak. Trener Krunić nie chciał mnie puścić bym mógł się ogrywać i cieszyć koszykówką w innym zespole. Stwierdził, że zarówno ja, jak i Mikołaj Witliński jesteśmy mu bardzo potrzebni. Bo przecież Mikołaj w późniejszym czasie również miał możliwość gry w innym zespole na zasadzie wypożyczenia. Nie wiem co o tym wszystkim myśleć. Może problemem dla sztabu było to, że jestem prywatnie zbyt spokojnym człowiekiem? Ciekawe, czy kiedyś sam uzyskam konkretną odpowiedź na to pytanie...

Poprzez ten rok we Włocławku zniknąłeś z horyzontu TBL. Czujesz, że zmierzasz trochę w stronę takiej koszykarskiej nicości?

- Mając kilka opcji do wyboru, nie zawsze wybiera się tę dobrą drogę. Pewnie jeszcze nie raz wpadnę w dół, ale zawsze trzeba umieć się z niego wykaraskać. I ja mam taką nadzieję, że właśnie w przyszłym sezonie tak będzie. Jak to mówił ciągle coach Krunić: "stay positive". Taki paradoks, ale po tym sezonie czuję się trochę tak, jakbym był kontuzjowany przez całe rozgrywki i obecnie dochodził do siebie. A przecież jestem zdrowy jak ryba i głodny gry jak wilk. Wierzę, że znajdzie się trener, który będzie wiedział, jak mnie odpowiednio wykorzystać.

Źródło artykułu: