Asseco Gdynia ma za sobą dwa bardzo udane sezony, w których udało się wywalczyć play-offy. Zespół, który był mieszanką młodości z rutyną, prezentował się solidnie na parkietach Tauron Basket Ligi. Czy pod wodzą nowego szkoleniowca - Tane Spaseva uda się powtórzyć te wyniki?
[ad=rectangle]
Karol Wasiek: Jest pan zadowolony z dwóch ostatnich sezonów w wykonaniu drużyny?
Przemysław Sęczkowski: Jestem bardzo zadowolony z tego, co się wydarzyło. Cieszę się, że to co zapowiadaliśmy przed sezonem, udało się dokonać. To duży sukces, że wprowadziliśmy strategię stawania na młodych zawodników. Nie ukrywam, że ta filozofia przyniosła lepsze efekty niż się spodziewałem. Przed rozgrywkami wydawało się, że awans do play-off jest mało możliwy. Rywale jawili się jako personalnie silniejsi. A się udało, dlatego jestem w pełni usatysfakcjonowany. Uważam, że dużym sukcesem Asseco Gdynia jest to, że udało się stworzyć "rodzinną" atmosferę. Zawodnicy wzajemnie się wspierają, motywują.
[b]
Co idzie za tym sukcesem?[/b]
- Z jednej strony to dla nas motywacja do cięższej pracy, z drugiej dowód, że warto działać w sporcie lokalnie, w znaczeniu korzystania z polskich koszykarzy. Przede wszystkim zostają oni na miejscu, a do tego pokazują, że radzą sobie w lidze równie dobrze, a czasami nawet lepiej niż obcokrajowcy.
A co byłoby, gdybyście się nie dostali do fazy play-off?
- Założyliśmy, że jest duże ryzyko, że my do tych play-offów się nie dostaniemy. Warto spojrzeć na budżety pozostałych klubów. My mamy jeden z najniższych, a może nawet najniższy. Liga się poszerzyła i te zespoły, które dołączyły miały dużo lepsze składy od nas. Ale oczekiwania wobec zawodników, trenerów, jak i całego klubu, są cały czas na tym samym poziomie. Te sukcesy z przeszłości poniekąd ciążą na nas. To ma także wymiar czysto merkantylny. W najlepszych latach kwota wpływu z biletów była całkiem pokaźna, teraz ona znacząco spadła. Wracając jednak do pytania - gdybyśmy nie dostali się do play-offów, to nasza strategia by się nie zmieniła.
W jaki sposób chcecie przyciągnąć kolejnych młodych zawodników?
- My oferujemy coś, kosztem czegoś. W tym momencie nie stać nas na płacenie pensji, które być może mogą zapłacić inni. Staramy się uzupełnić to czymś innym - atmosferą, minutami, grą, trenerami, regularnym płaceniem pensji. Mamy jednak jeden warunek - będziemy inwestować w danego zawodnika, jak zwiąże się z nami długoletnią umową. Nie możemy być tak, że chłopak 16,17-letni przychodzi z tatą do klubu i stawia nam abstrakcyjne żądania. To my musimy nadawać ton relacji zawodnik-klub, bo inaczej staje to na głowie.
Na temat gdyńskiego projektu można usłyszeć same dobre głosy, ale pytanie brzmi: Co dalej z tymi młodymi koszykarzami, którzy z roku na rok robią coraz większy progres? Czy będziecie ich przekonywać, rozmawiać, aby zostali na dłużej?
- My podpisaliśmy z nimi na początku kilkuletnie kontrakty. Większość zawodników ma ważne umowy. Warto jednak wrócić do filozofii, którą zapoczątkowaliśmy przed sezonem 2013/2014. My chcemy stawiać na młodych Polaków. Ci, którzy są już gotowi do gry, to regularnie otrzymują minuty. Ci, którzy potrzebują jeszcze szlifu, to staramy się ich trenować i przygotować do kolejnego sezonu. Ta strategia się nie zmieni w kolejnym sezonie. Ta drużyna ma być złożona z Polaków. Tam, gdzie nie znajdziemy zawodnika na tę pozycję, np. rozgrywającego, to poszukamy zawodnika zagranicznego. Ale w międzyczasie będziemy obserwować rynek młodych graczy, tak aby wyszkolić takiego koszykarza.
Czyli docelowo liczba obcokrajowców ma się zmniejszać?
- Oczywiście, że tak. To też wywołane jest w jakimś stopniu budżetem, który jest ograniczony. Wiadomo, że obcokrajowcy kosztują więcej, bo trzeba płacić za mieszkanie, przeloty itp. Chcemy pokazać, że długofalową inwestycją, a na taką zdecydowała się firma Asseco - gdyż nie jest tak, że ta firma przyjechała tutaj, przejęła spadki i dąży do likwidacji klubu - można osiągnąć sukces.
[nextpage]Asseco nie chce przenieść koszykówki do innego miasta?
- Trzeba to jasno powiedzieć, że co najmniej przez najbliższych kilka lat Asseco zostaje w Gdyni i będzie finansowało koszykówkę razem z miastem. Trzeba sobie powiedzieć, że ta operacja nie jest dla firmy żadnym komercyjnym pociągnięciem. Tym bardziej, że chcemy mieć młodych ludzi, których będziemy szkolić i dawać im szansę. Tak to będzie wyglądało w kilku najbliższych latach.
[b]
Jest szansa na to, aby jacyś inni partnerzy dołączyli do tego projektu?[/b]
- Liczymy także na to, że dzięki naszej strategii uda się pozyskać lokalnych biznesmenów, którzy również wspomogą drużynę. Na pewno nie będzie tak, że firma Asseco dołoży coś "ekstra". Aby pociągnąć to wyżej to potrzebujemy wsparcia kogoś z zewnątrz. Trudno nam pozyskać sponsorów, jeżeli naszą drużynę pokazuje się tylko raz czy dwa razy w telewizji.
Wasz przykład jest chyba idealny, że za niewielkie pieniądze można zbudować drużynę, która osiągnie sukces...
- To prawda. Gdybyśmy mieli te 2-3 miliony więcej, to spokojnie bilibyśmy się o medale. Próbujemy walczyć o nowych sponsorów lokalnych. Bardzo chętnie dopuścimy ludzi z zewnątrz.
Jest zapotrzebowanie na koszykówkę w Gdyni?
- Bardzo duże. Kilka lat temu wprowadziliśmy taki projekt: "Asseco Gdynia Junior" i tam mamy ponad 100 dzieci, poza szkołą sportową. Dobrym przykładem jest grupa młodzieżowa U-10, w której mamy aż trzy drużyny. Zaczynam budować prawdziwą piramidę. Kiedyś można było sobie taką narysować na kartce papieru, a teraz powoli zaczyna mieć to jakiś kształt. W świadomy sposób wspieramy treningiem, salą, sprzętem, a także kadrą szkoleniową.
Dlaczego nie udało się podpisać nowej umowy z Davidem Dedkiem?
- Doceniamy to, co zrobił dla klubu w ostatnich latach. Zresztą był on już z nami wcześniej, kiedy graliśmy o wyższe cele. Wówczas mógł zdobywać wiedzę, którą teraz wykorzystał również w Asseco. Zaproponowaliśmy mu kontrakt długoletni, bo wiedzieliśmy, jaka jest strategia klubu. Nie chcieliśmy jednak konkurować finansowo z innymi klubami, bo nasz budżet jest ograniczony.
Ovidijus Galdikas zostanie sprzedany?
- Jest taka opcja. Zobaczymy, jak to potoczy się sprawa. Nie ukrywam, że to może być świadoma decyzja z naszej strony. Nie chcemy blokować mu rozwoju, bo on może spokojnie grać w Eurolidze. Wiadomo, że kluby mogą mu zapłacić znacznie więcej niż my. Byłoby nie fair z naszej strony, abyśmy go blokowali.
Na co zostaną przeznaczone pieniądze z jego transferu?
- Ewentualne środki pozyskane z jego transferu pójdą oczywiście na rozwój klubu czy pozyskanie następcy lub tez jego wyszkolenie. Pieniądze można również oczywiście zainwestować w graczy, którzy się u nas nauczyli dorosłej koszykówki. To wydaje się logiczne.