W niedzielny wieczór Rosa uległa Enerdze Czarnym 75:77, nie wykorzystując szansy na zakończenie rywalizacji i odebranie brązowych medali przed własną publicznością. O tym, która drużyna stanie na podium Tauron Basket Ligi, zadecyduje środowy pojedynek w hali Gryfia.
[ad=rectangle]
Podopieczni Wojciecha Kamińskiego świetnie rozpoczęli drugi mecz serii, prowadząc 30:14 po pierwszej kwarcie. Tak wysoka zaliczka najwyraźniej ich rozluźniła, gdyż w drugich dziesięciu minutach w całości ją roztrwonili - przy zejściu do szatni przyjezdni wygrywali 47:46. - Było to spotkanie serii punktowych. My zanotowaliśmy taką w pierwszej kwarcie, później z kolei zrobili to rywale. W samej końcówce byli lepsi i dzięki temu zwyciężyli - podkreślił Danny Gibson.
Rozgrywający spędził na parkiecie ponad 33 minuty, w trakcie których zdobył 15 punktów, będąc drugim, po Johnie Turku, najlepszym strzelcem radomskiej ekipy. Ponadto miał cztery zbiórki i sześć asyst. Popełnił jednak przy tym aż siedem strat.
- To był bardzo trudny i wyczerpujący mecz przeciwko tak silnemu rywalowi, jakim są Czarni. Nasza obrona w najważniejszych momentach była dziurawa, ponadto mała liczba zbiórek pod własnym koszem i wiele strat okazały się elementami kluczowymi. Nie spuszczamy jednak głów, tylko będziemy walczyć w Słupsku o medal - zapowiedział Amerykanin.
Co, poza wyżej wymienionymi i podawanymi przez zawodników i trenerów obu zespołów aspektami, zadecydowało o porażce Rosy? - Brak odpowiedzialności i duża liczba przestrzelonych, otwartych rzutów oraz osobistych - odpowiedział Gibson.