Michał Fałkowski: Znowu na wschód od finałów, część 5

Cuda, panie, cuda! Stelmet zagrał źle w ataku, ale sercem wielkim jak dzwon i tytaniczną postawą w defensywie obrzydził koszykówkę PGE Turowowi i nie tylko nadrobił braki w ofensywie, ale wygrał mecz!

Im mocniej rozkręcała się dotychczas finałowa seria, tym coraz częściej padały pytania: która z drużyn zaskoczy bardziej swojego rywala i - przede wszystkim - czym lub kim zaskoczy. Przy tym wszystkim chyba trochę zapomnieliśmy o tym, co jest najgroźniejszą bronią jednej z ekip.
[ad=rectangle]
W serii tekstów o finałach między PGE Turowem Zgorzelec a Stelmetem Zielona Góra udało mi się - bazując na chłodnej optycznie i geograficznie obserwacji - wytypować trafnie kilka elementów. A to skuteczną postawę Russella Robinsona i Mardy'ego Collinsa w pierwszym meczu oraz Przemysława Zamojskiego w drugim, albo to, że defensywa Stelmetu wreszcie, po dwóch bardzo efektywnych spotkaniach, upora się z Collinsem w starciu numer trzy.

Jednocześnie jednak tak mocno zafrasowałem się faktem, który trener szybciej i skuteczniej uruchomi graczy drugiego planu, że przestałem koncentrować się na tym, na czym przede wszystkim bazują obie drużyny.

***

Ten nieco przydługi wstęp to nic innego, jak zbudowanie koniecznego tła dla kapitalnej defensywy, a właściwie DEFENSYWY (koniecznie pisanej wielkimi literami) Stelmetu, która tak naprawdę nie powinna nikogo dziwić. Ale jednak w czwartek zadziwiła, najbardziej graczy PGE Turowa.

Nie ma dobrych słów, by opisać to, co zielonogórzanie zrobili z mistrzem Polski w obronie. Zdewastowali, zniszczyli, no po prostu zagrali tak, że PGE Turów nie mógł zrobić absolutnie nic. Absolutnie. Kompletnie zamknięta przestrzeń na dystansie (nie licząc paru rzutów zza łuku z wolnych pozycji pod koniec meczu, gdy wynik był rozstrzygnięty), skuteczna pomoc na pick and rollach i...

...zatrzymanie szybkiego ataku PGE Turowa. Na palcach jednej ręki można było policzyć dobrze rozegrane kontry w wykonaniu zawodników Miodraga Rajkovicia, co miało przełożenie na statystyki: tylko dziewięć punktów po fast breakach (w trzech poprzednich meczach średnio 13 oczek) i cztery po stratach Stelmetu (wcześniej 12,3). Oczywiście, wicemistrz kraju unieszkodliwił swojego rywala nie tylko poprzez bardzo dobry powrót do obrony, ale również poprzez demolkę na tablicach (17 zbiórek w ataku? Wow!), a także poprzez mądre faule w momencie, gdy niscy gracze PGE Turowa spieszyli do ataku.

Tym samym, Stelmet zagrał źle w ataku, ale sercem wielkim jak dzwon i tytaniczną postawą w defensywie obrzydził koszykówkę PGE Turowowi i nie tylko nadrobił braki w ofensywie, ale wygrał mecz. Bardzo ważny mecz. Bo teraz, przed niedzielnym starciem przewaga psychologiczna będzie po stronie zielonogórzan.

"Mr Defence" - zasłużony pseudonim Saso Filipovskiego
"Mr Defence" - zasłużony pseudonim Saso Filipovskiego

***

- 2-2... Wracamy do domu i gramy w niedzielę u siebie. To jest to, o co walczyliśmy w sezonie zasadniczym - żeby mieć w trudnych momentach przewagę parkietu. Teraz musimy ją obronić - napisał po meczu na Twitterze Vlad-Sorin Moldoveanu.

Po dwóch zwycięstwach u siebie PGE Turów jechał do Zielonej Góry na pełnym luzie. W swojej hali zrobił co miał zrobić i to rywal stał pod ścianą. Teraz jednak to gospodarze niedzielnego starcia są w trudniejszym położeniu. Każda przegrana na własnym parkiecie to w tej serii po prostu nic innego jak gwóźdź do trumny.

***

Chyląc czoła przed Saso Filipovskim, a także przed Aaronem Celem za to, iż rzut z meczu numer dwa - nomen omen - wyrzucił z pamięci, zastanawiam się nad tym, co zrobi trener Rajković. Serb rzadko kiedy traci panowanie nad sobą, ale w czwartek jego zespół grał tak słabo, że podczas time-outów rugał swoich graczy non-stop (jak humorystycznie zauważyli komentatorzy - w trzech językach). Teraz ma jednak dwa dni na to, aby dokonać, licząc na szybko i robiąc z tego raczej ramową, niż szczegółową listę zadań, trzech rzeczy:

1) Znaleźć sposób, aby jego zawodnicy odzyskali wiarę w sukces po meczu, w którym rywal nie pozwolił im rozwinąć skrzydeł
2) Znaleźć sposób, aby jego najważniejsze gwiazdy ponownie były skuteczne;
3) Znaleźć sposób, aby jego gracze umieli uciec od mądrej, zwalniającej grę i skutecznej defensywy wicemistrza.

Serb z pewnością ma świadomość tego, że jeśli któryś z tych punktów nie znajdzie potwierdzenia w niedzielnym spotkaniu, to wówczas jego rywal zrobi inną listę. Ale w niej punkty będą tylko dwa:

1) Utrzymać intensywność gry w defensywie;
2) Wznieść do góry puchar za mistrzostwo Polski.

***

PS. Czy zauważyliście, że w momencie, w którym Stelmet rozkręcał się w drugiej połowie, w zespole PGE Turowa nie znalazł się absolutnie nikt, kto domagałby się piłki i starał się wziąć na swoje barki ciężar gry?

PS 2: Czy ktoś widział podczas tych finałów MVP poprzednich, Filipa Dylewicza?

Komentarze (11)
avatar
Henryk
5.06.2015
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Ano, "tak się gra jak przeciwnik pozwala", każdy z zespółów Zastalu i Turowa dysponuje specyficznymi dla siebie atutami ,bo to jednak równorzędni rywale ale o sukcesie decyduje szczęście i dysp Czytaj całość
avatar
limak5
5.06.2015
Zgłoś do moderacji
4
0
Odpowiedz
Ja widziałem Dyla, jak miał pretensje do dzieciaków, że nie dają mu trenować. 
avatar
xxxxx1973
5.06.2015
Zgłoś do moderacji
8
1
Odpowiedz
Zdecydowanie wolę taką grę jak to ująłeś "póki ręki nie urywają" coś na wzór NBA (choć jeszcze daleko do takiego sędziowania) a nie gwizdanie na zasadzie każdego dotknięcia - FAUL. Przynajmniej Czytaj całość
ar_zg
5.06.2015
Zgłoś do moderacji
2
4
Odpowiedz
Cóż bardzo słaby mecz Turowa. Jednakże łatwo jest budować agresywną obronę przy takim a nie innym sposobem sędziowania, a ten sposób to taki jak ręki nie urywają to gramy. Stelmet wykorzystuje Czytaj całość
avatar
makumba
5.06.2015
Zgłoś do moderacji
4
1
Odpowiedz
Widziałem Dylewicza, był gwałcony przez Cela i Troutmana.