Jure Lalić: Złoto ze Stelmetem smakuje najlepiej

Ze Stelmetem Zielona Góra Jure Lalić wygrał swoje szóste złoto w karierze. - Każdy kolejny sukces jest najlepszy, bo tak naprawdę liczy się tylko to, co dzieje się dzisiaj - mówi Chorwat.

Gdy Jure Lalić dołączył do Stelmetu Zielona Góra w styczniu tego roku, był sporym znakiem zapytania. Owszem, przychodził jako zawodnik o uznanej marce nawet w Europie, lecz najważniejszym pytaniem było to w jaki sposób trener Saso Filipovski wkomponuje Chorwata w zespół.
[ad=rectangle]
Dzisiaj, po zakończeniu sezonu i z perspektywy czasu, nie można mieć żadnych wątpliwości. Pomysł zatrudnienia 29-letniego centra sprawdził się doskonale, a sam zawodnik zdał egzamin. I choć nigdy nie był i nie będzie zawodnikiem pierwszego planu, jako zadaniowiec i gracz od "brudnej roboty" wykonał wielką pracę w finale play-off.

- Każdy zespół potrzebuje zawodników drugoplanowych i tych, którzy nie będą pchali się przed szereg. Ja wiedziałem co muszę robić aby trener był ze mnie zadowolony i drużyna miała pożytek. I cieszę się, że dzisiaj wszyscy mówią, że jestem pozytywnym zaskoczeniem - cieszył się Lalić, który ma karierę pełną medali oraz trofeów.

Z KK Zadar zdobył dwa mistrzostwa Chorwacji, z Krką Nove Mesto dwa mistrzostwa Słowenii, a Belgii triumfował razem z ekipą Spirou Charleroi. Dodatkowo, w swoim dorobku ma także dwa wicemistrzostwa Chorwacji i jedno Słowenii oraz Bułgarii. Wywalczył także dwa Puchary krajowe (Chorwacja i Belgia). Ze Stelmetem wygrał zatem swoje szóste złoto w karierze oraz dziesiąty medal ogółem.

- Wygrać ligę to dla mnie chleb powszedni, można powiedzieć - śmiał się Lalić, dodając - To już nie pierwsza taka sytuacja w mojej karierze, ale jest... najnowsza przez co jednocześnie najbardziej miła. Wiadomo, człowiek chętnie wraca do tego, co było w przeszłości, ale tak naprawdę nigdy nie chce przestać wygrywać. Każdy kolejny sukces jest najlepszy, bo tak naprawdę liczy się tylko to, co dzieje się dzisiaj. Dlatego złoto ze Stelmetem smakuje najlepiej.

Lalić kapitalnie radził sobie w finałowej serii przeciwko wysokim w ekipie PGE Turowa. Dość powiedzieć, że Kiryło Natiażko kompletnie nie mógł rozwinąć skrzydeł wobec bardzo dobrej defensywy Chorwata, a słabsze finały niż rok temu rozegrał Damian Kulig.

- Nie czuję się żadnym cichym bohaterem, jak mnie nazwałeś. Wszyscy jesteśmy bohaterami. Cały Stelmet. Wszyscy trenerzy, pracownicy klubu i my, zawodnicy. Przede wszystkim chciałbym wyróżnić jednak postać trenera Saso Filipovskiego. To on spajał nas wszystkich razem i utrzymał drużynę w trudnym momencie, gdy przegrywaliśmy 0:2. Bez niego nie byłoby sukcesu. My byliśmy tylko wykonawcami - zakończył Lalić.

Źródło artykułu: