[b]
Karol Wasiek: Rozpoczęła się kolejna edycja Marcin Gortat Camp. Jednak po raz pierwszy gościsz w Rumii. Dlaczego wybór padł akurat na to miasto?[/b]
Marcin Gortat: Znaleźliśmy się w Rumii, ponieważ burmistrz miasta bardzo nas chciał, a nam z kolei zależało na tym, aby campy były dalej realizowane na Wybrzeżu. Rumia była pierwszym miastem, które wyszło do nas z inicjatywą. Jesteśmy z tego dumni, że kolejne ośrodki otwierają się na nas. Liczymy, że ta współpraca będzie kontynuowana. W tym roku odpuściliśmy Sopot, ale cieszymy się, że nadal jesteśmy na Wybrzeżu.
Dlaczego odpuściliście Sopot?
- Staramy się nie doprowadzić do takiej sytuacji, aby był przesyt Marcinem Gortatem i campami. Nowe ośrodki powodują, że przy koszykówce pojawiają się kolejni ludzie, którzy się tym interesują. W Rumii jest bardzo fajny obiekt. Przyszło dużo kibiców, co mnie osobiście bardzo cieszy.
[ad=rectangle]
Czy campy z roku na rok cieszą się coraz większym zainteresowaniem?
- Tak. Mogę śmiało powiedzieć, że z roku na rok zgłasza się coraz więcej młodych adeptów koszykówki. Niestety nie każde dziecko ma szansę wystąpić w campie, ponieważ są różne ograniczenia. Nie należy zapominać o tym, że na samym końcu każdemu dziecku trzeba dać autograf i zrobić zdjęcie. To zajęłoby za dużo czasu, jeśli przyjęlibyśmy 300 osób. Proszę mi wierzyć, że Amerykanie następnego dnia pojechaliby do domu (śmiech).
A czy poziom również idzie w górę?
- Muszę powiedzieć, że tak. Podoba mi się, że dzieci "złapały bakcyla" i cieszą się koszykówką. Pasja w ich wieku jest najważniejszą kwestią. Trzy-cztery lata temu niektóre dzieci przychodziły w sandałach i klapkach, a dzisiaj już tego nie ma. Jest profesjonalny sprzęt sportowy. Dzieci są przygotowane do tego, aby trenować na 100 procent od samego początku.
Długo musiałeś namawiać zagranicznych gości?
- Nie. Do samej inicjatywy w ogóle nie trzeba ich namawiać. Oni po prostu nie do końca zdawali sobie sprawę z faktu, jak wygląda Polska. Wielu Amerykanów niestety nie do końca wie, że w innych krajach też żyją ludzie (śmiech). Taka jest niestety prawda. Myślę jednak, że bardzo im się tutaj podoba.
Dlaczego do Polski przyjechał akurat Otto Porter?
- Otto przyjechał, ponieważ nie gra w Lidze Letniej. Poza tym nie jest weteranem, który spędza wakacje z rodziną. Z tego co wiem to nie ma żony, dzieci. W wakacje trudno ściągnąć ludzi, którzy grają duże role w zespole. Oni po prostu potrzebują odpoczynku. Jesteśmy wdzięczni Otto, że do nas przyjechał.
Otto ma jakieś specjalne zadania do wykonania?
- Nie (śmiech). Staramy się urozmaicić mu czas, tak aby jak najbardziej zadowolony.
Wolne chwile niemal w całości poświęcasz koszykówce. Kiedy odpoczywasz?
- Pomiędzy campami (śmiech). W tym roku mam nieco więcej czasu na odpoczynek, ale jest to bardziej odpoczynek aktywny. Zdałem sobie sprawę z faktu, że nie mogę sobie pozwolić na to, że leżę i nic nie robię.