Szkoleniowiec tuż po wtorkowym spotkaniu w Libercu opuszczał parkiet ze łzami w oczach. Czy spodziewa się odejścia? - Wszystko jest możliwe i ciężko powiedzieć cokolwiek więcej w tym temacie - mówi Słoweniec. - Trzymiesięczne zawieszenie to także ciężar dla klubu i jeszcze większy dla mnie - dodaje Filipovski.
Trener PGE Turowa został ukarany trzymiesięcznym zawieszeniem w prawach trenerskich po tym, jak sprowokowany przez jednego z kibiców uderzył go głową w twarz, łamiąc mu tym samym nos. Zgorzelecki klub postanowił odwołać się od tej decyzji, ale we wtorek nie została ona zmieniona. - Nie jest łatwo czekać trzy miesiące i patrzeć, jak moi zawodnicy męczą się na boisku, a ja nie mogę im pomóc. Teraz prowadziłem treningi, a koszykarze profesjonalnie wykonywali założenia - żali się chwaląc jednak swoich graczy niespełna 35-letni szkoleniowiec. - Trzy tygodnie temu byliśmy na pierwszym miejscu w polskiej lidze, ale po meczu w Koszalinie praktycznie wszystko posypało się jak domek z kart i teraz zajmujemy piąte miejsce - tłumaczył z wyraźnym smutkiem na twarzy, tuż po wygranym ostatecznie spotkaniu w Libercu, Słoweniec.
Obecny sezon jest dla bałkańskiego szkoleniowca trzecim rokiem pracy w Polsce, kiedy to prowadzi ekipę ze Zgorzelca. - W ciągu dwóch lat dałem z siebie wszystko, wykonałem ciężką pracę i osiągnąłem rezultaty - Turów po raz pierwszy wystąpił w europejskich pucharach i dwukrotnie zagrał w finale, sięgając po wicemistrzostwo - wylicza Saso Filipovski.
- Dziękuję wszystkim ludziom, którzy są ze mną i kibicom, którzy są naszym szóstym zawodnikiem oraz przyjeżdżają na mecze wspierając nas - kończy swoją wypowiedź trener PGE Turowa.