Pierwsze zwycięstwo w tegorocznej edycji Euroligi odnieśli koszykarze Sarthe Le Mans. Podopieczni Johna-Davida Jacksona pokonali włoskiego wicemistrza Air Avellino różnicą czterech oczek, 92:88, zaś sam trener takimi słowa komentował poczynania swoich graczy. - Po wielu wzlotach i upadkach nareszcie wygraliśmy! To bardzo miłe uczucie. Myślę, że drużyna zasłużyła na to zwycięstwo już dużo wcześniej. Niesamowite spotkanie rozegrał amerykański duet Dewarick Spencer - Brian Chase. Pierwszy z nich rzucił 25 punktów, miał 7 zbiórek oraz 5 asyst, zaś drugi zawodnik dorzucił 21 oczek. Po stronie przyjezdnych dobre wrażenie pozostawił po sobie były gracz Prokomu, Travis Best. Ów rozgrywający uzyskał 19 oczek i zebrał 3 piłki, natomiast Chris Warren dodał 18 punktów. - Myślę, że Sarthe bardziej chciało wygrać ten mecz niż my. Gdybyśmy zagrali przez pierwsze 30 minut, tak jak te 10 ostatnich, zwyciężylibyśmy - powiedział na konferencji prasowej Zare Markovski, trener Air, mając na myśli szesnaście punktów, które jego podopieczni odrobili w ostatniej kwarcie.
Sarthe Le Mans - Air Avellino 92:88 (27:19, 23:18, 23:16, 19:35)
(Spencer 25 (4x3, 7 zb., 5 as.), Chase 21 (3x3), Batista 16 - Best 19, Warren 18 (3x3), Williams 12)
Dzięki zwycięstwu nad mistrzem Polski w Sopocie, Regal FC Barcelona zakończyła grupę B na pierwszej pozycji. Obecnie Katalończycy legitymują się bilansem 8-1 i z pewnością wyprzedzą Montepaschi Sienę oraz Panathinaikos Ateny. - Nie oczekiwałem łatwego spotkania i miałem rację. Nasza obrona była dziurawa, zaś w ataku nie trafiliśmy zbyt wielu czystych rzutów - mówił po meczu Xavier Pascuali, trener ekipy przyjezdnych, nie kryjąc lekkiego rozczarowania. Świetnie zawody rozegrał Ersan Ilyasova, który zanotował double-double - poza 14 oczkami, Turek zebrał również 10 piłek z tablic. To głównie dzięki jego skutecznej grze oraz Davida Andersena, Barcelona odrobiła straty z początku drugiej połowy, kiedy to Prokom wyszedł na prowadzenie 44:40 (do przerwy było 35:40). Australijczyk w całym spotkaniu zdobył 12 oczek, podczas gdy Roger Grimau uzyskał ich o dwa więcej. Po stronie gospodarzy bardzo dobrze spisał się amerykański tercet David Logan (19 oczek) - Pat Burke (13) - Daniel Ewing (11). Warto dodać, iż na początku drugiej kwarty sopocianie prowadzili już 25:15, lecz kilka następnych minut przegrali aż… 0:18. - Jestem zadowolony z postawy drużyny. Barcelona posiada w swoim składzie 12 równorzędnych zawodników, co było widać w końcówce meczu, kiedy my zaczęliśmy opadać z sił - skomentował występ swoich podopiecznych litewski trener, Tomas Pacesas.
Asseco Prokom Sopot - Regal FC Barcelona 64:76 (20:12, 15:28, 13:18, 16:18)
(Logan 19 (5 zb.), Burke 13, Ewing 11 (3x3) - Grimau 14, Ilyasova 14 (3x3, 10 zb.), Andersen 12 (8 zb.))
- Wiedzieliśmy przed meczem, że to będzie wyjątkowo trudne spotkanie, gdyż oba zespoły aspirują do tego samego celu - do fazy TOP 16 - powiedział Luka Pavicević, szkoleniowiec Alby Berlin, jednocześnie dodając - Dlatego też jestem podwójnie usatysfakcjonowany, to wielki triumf mojego zespołu. Berlińczycy wygrali bowiem w Badalonie z tamtejszym DKV Joventutem 75:79, poprawiając swój stosunek zwycięstw do porażek do stanu 4-5. Bilans ten to ogromny krok Alby w kontekście awansu do kolejnej rundy. Jednakże, mimo porażki, w takiej samej sytuacji jest drużyna hiszpańska (również bilans 4-5). Wobec tego wszystko rozstrzygnie się w ostatniej kolejce, lecz w walce o fazę TOP 16 liczy się również Fenerbahce Stambuł. Alba swoje zwycięstwo zawdzięcza świetnej grze duetu Immanuel McElroy - Aleksandar Nadjfeji. Amerykanin zdobył 26 punktów trafiając wszystkie swoje cztery rzuty za trzy oraz dodając 4 asysty, zaś Serb zanotował double-double - 12 oczek i tyle samo zbiórek. Dla gospodarzy 13 punktów zdobył Brent Wright, zaś o dwa mniej Eduardo Hernandez-Sonseca oraz Simas Jasaitis. - Nie mogę być zadowolony po tym meczu. Przegrana kilkoma punktami bardzo boli. Niestety nie umieliśmy zatrzymać Elroy’a oraz wysokich graczy Alby. Teraz o awans musimy walczyć z TAU w przyszłym tygodniu - stwierdził na konferencji prasowej Alfosno Alonso, trener Joventutu.
DKV Joventut Badalona - Alba Berlin 75:79 (23:16, 18:21, 17:26, 17:16)
(Wright 13, Hernandez-Sonseca 11 (7 zb.), Jasaitis 11 - McElroy 26 (4x3, 4 as.), Jacobsen 12 (3x3), Nadjfeji 12 (12 zb.))
Mecz pomiędzy Partizanem Belgrad a Panioniosem Ateny był pojedynkiem o to, która drużyna po 9. kolejce będzie bliżej awansu do fazy TOP 16. Krok ten wykonali zawodnicy Dusko Vujosevicia, którzy udowodnili, iż nie mając wielkiego doświadczenia (średnia wieku to tylko 22,2 lata!) również można odnosić sukcesy w Eurolidze. Przegrany zespół grecki jest już natomiast poza grą w tegorocznych rozgrywkach i przyszłotygodniowe spotkanie przeciwko Armani Jeans nie będzie miało żadnego znaczenia. Sam mecz zakończył się praktycznie w pierwszej kwarcie, kiedy to Partizan zanotował runa 20:0, wygrywając tę część zawodów aż 30:9. Po meczu suchej nitki na swoich koszykarzach nie zostawił Aleksandar Trifunović, szkoleniowiec Panionious. - Owszem, nasza gra była dobra, lecz tylko przez pierwsze trzy minuty. Później polegliśmy przede wszystkim w defensywie. Skutecznie grał 17-letnie center Jan Vesely, który w całym spotkaniu zdobył 19 punktów i miał 10 zbiórek. Na konferencji prasowej pochwał młodemu środkowemu nie szczędził jego trener. - Dzisiaj postanowiłem dać szansę Janowi, gdyż chciałem zobaczyć czy jest już gotowy do gry. Wypadł znakomicie i pokazał, że posiada naprawdę ogromne możliwości - stwierdził Vujosević. Po stronie przyjezdnych o udanych zawodach może mówić tylko Aaron Miles - autor 14 oczek, 5 zbiórek i 5 asyst.
Partizan Belgrad - Panionios Ateny 80:57 (30:9, 14:24, 15:9, 21:15)
(Vesely 19 (10 zb.), Tripković 12 (4x3), Tepić 11 (3x3) - Miles 14 (5 zb., 5 as.), Zoroski 12, Baxter 11)
Do stanu 7-2 poprawili swój stosunek zwycięstw do porażek koszykarze CSKA Moskwy, będąc pewnym pierwszej lokaty w grupie D. "Armia Czerwona" odniosła siódmą wygraną głównie dzięki niesamowitej postawie MVP ubiegłego Final Four, Trajana Langdona. Amerykanin w ciągu 28 minut spędzonych na parkiecie rzucił 27 punktów, trafiając aż siedmiokrotnie zza linii 6,25 m. Jego akcje szczególnie dały się we znaki tureckiej obronie w drugiej połowie, czyli wówczas, kiedy wynik był na styku. Do przerwy bowiem Efes przegrywał tylko jednym punktem (33:34), lecz po zmianie stron zdobył zaledwie 22 oczka, tracąc 40. - Wszystko to, co sobie założyliśmy przed meczem, zrealizowaliśmy w pierwszej połowie. Później nie było już tak dobrze, lecz musimy pamiętać, że CSKA to najlepszy klub w Europie - mówił ostatnim gwizdku Ergin Ataman, trener Efesu Pilsen. Najkorzystniejsze wrażenie wśród jego graczy pozostawił po sobie Bootsy Thornton - autor 19 punktów. Turecki zespół ma co prawda jeszcze szanse na wywalczenie awansu do fazy TOP 16, lecz wiele zależy od czwartkowego spotkania Armani Jeans z Realem Madryt, oraz przyszłotygodniowego meczu między podopiecznymi Atamana a zespołem Królewskich.
Efes Pilsen Stambuł - CSKA Moskwa 55:74 (12:19, 21:15, 13:22, 9:18)
(Thornton 19 (3x3), Akyol 7, Shumpert 6, Smith 6 - Langdon 27 (7x3), Lorbek 12 (6 zb.), Holden 8 (4 as.))