Jeszcze na dwie sekundy przed końcem spotkania Izrael prowadził z Bośnią i Hercegowiną 75:72. Wówczas piłkę spod własnego kosza wyprowadzali podopieczni Dusko Ivanovicia, ale nikt nie spodziewał się tego, że zdołają doprowadzić do dogrywki. Tym bardziej, że gracze Ereza Edelsteina w poprzednich akcjach faulowali taktycznie, tak aby nie dopuścić do rzutu trzypunktowego.
Alex Renfroe wykonał kilkunastometrowe podanie w stronę Elmedina Kikanovicia, który nie dość, że złapał piłkę, to jeszcze wywalczył sobie dobrą pozycję do rzutu za trzy. Wyprostował się, wyskoczył i trafił. Obóz bośniacki wraz z kibicami wpadł w ekstazę. Dziennikarze, którzy byli już w drodze do mix-zony, musieli wrócić na swoje miejsce.
- To było coś niesamowitego. Alex wykonał podanie przez całe podanie. Zrobił to doskonale. Złapałem piłkę i zrobiłem, co mogłem. Cieszę się, że piłka mnie posłuchała i wpadła - mówi bohater meczu.
Dogrywkę lepiej zaczęli Izraelczycy, którzy prowadzili już nawet różnicą siedmiu punktów. Bośniacy ponownie zdołali wrócić do gry. Głównie za sprawą Nemanji Gordicia, który zdobył w tej części gry sześć oczek. Najważniejszy krok znów postawił Kikanović, który ponownie otrzymał podanie od Renfroe'a i wykończył akcję spod samego kosza.
- Myślę, że ten pierwszy buzzer-beater był trudniejszy, ale także ważniejszy. W jednej akcji musieliśmy zdobyć trzy punkty, a Izraelczycy chcieli przecież faulować. To duży sukces, że udało się wszystko wykonać w czasie - dodaje Dusko Ivanović.
- Jeszcze nigdy w życiu nie trafiłem buzzer-beatera. A w meczu z Izraelem udało mi się tego dokonać dwukrotnie - komentuje Kikanović, który w całym meczu zdobył 16 punktów.
W środę Bośniacy zmierzą się z Finlandią. To spotkanie będzie miało olbrzymie znaczenie w kontekście awansu do kolejnej fazy.