Reprezentacja Turcji swoje mecze w fazie grupowej rozgrywała w Berlinie. Podopieczni Ergina Atamana ostatnie spotkanie w pierwszej rundzie rozegrali 10 września z Islandią. Pojedynek zakończył się około północy (Turcy wygrali po dogrywce). Niemal od razu po końcowym gwizdku Turcy udali się na lotnisku, skąd udali się do Lille.
Organizatorzy turnieju wyznaczyli ekipie Atamana trening w godzinach porannych. Turcy trenowali jedynie przez 45 minut. Później nie odbyli już zajęć na stadionie Stade Pierre-Mauroy'a przed meczem z Francją. Ten fakt rozwścieczył szkoleniowca Turcji.
- Z trzema zwycięstwami zakończyliśmy fazę grupową. Niestety musieliśmy przenosić się do innego miasta, by rozegrać drugą fazę. Na dodatek podróż odbyła się w nocy. Zawodnicy byli zmęczeni, a już rano musieli stawić się na treningu, by zapoznać się z obiektem. 45 minut zajęć przed meczem na tak wielkim stadionie to nie-fair! Szczególnie kiedy rywalizujesz z ekipą gospodarzy - mówi wyraźnie niezadowolony.
- Stadion, na którym rozgrywane były mecze, może i był ładny, ale wszystko to, co było dookoła, było kompletnie niedopracowane. Ten turniej był fatalnie zorganizowany. Hotel był okropny. Nikt nam nie potrafił pomóc. Jestem bardzo zawiedziony - dodaje Ergim Ataman.
Turcy w spotkaniu z Trójkolorowymi nie mieli za dużo do powiedzenia. Przegrali 53:76 i odpadli z turnieju. - Francuzi to świetna drużyna, która w swoich szeregach ma doskonałych zawodników. Próbowaliśmy różnych rzeczy, aby z nimi walczyć, ale nic nam nie wychodziło - podkreśla szkoleniowiec reprezentacji Turcji.