Piotr Dobrowolski: Jak oceni pan dotychczasowe sparingi oraz pracę wykonaną przez zespół w okresie przygotowawczym?
Zbigniew Pyszniak: Patrząc na przygotowania do tamtego i tego sezonu w tym samym czasie, teraz jest dużo lepiej. Amerykanie są z nami dopiero kilkanaście dni. Musimy się pozbyć takich prostych przestojów, ponieważ gramy dobrze przez siedem-osiem minut, a później jest dwu-, trzyminutowy przestój, kiedy przeciwnik nam "odjeżdża". Później znowu "szarpiemy", odrabiamy te straty.
To wasza największa bolączka?
- W meczu z Polskim Cukrem wyglądaliśmy nieźle przez 35 minut, a dwie minuty w trzeciej, trzy w czwartej były słabsze i głównie przez to wzięła się porażka. Tak samo tydzień wcześniej. Musimy się tego pozbyć i, tak jak powtarzam zespołowi, należy bić się, walczyć.
[b]
Czym zamierzacie zaskoczyć przeciwników w zbliżającym się sezonie?[/b]
- Jesteśmy w stanie podjąć walkę z każdym rywalem, ale nie jesteśmy drużyną, która rzuci 100 czy 105 punktów. Nie wygramy w ten sposób, nie "przerzucimy" przeciwnika. Musimy grać inaczej - wolą walki, zespołowością, szukaniem się. Mamy ośmiu-dziewięciu zawodników, z których każdy potrafi rzucać. Jeżeli będą się dzielić piłką, jak to robią w niektórych meczach, będzie to wyglądać naprawdę przyzwoicie. Mam nadzieję, że to z czasem przyjdzie, bo wyglądają lepiej jako zespół.
Jak wyglądają relacje pomiędzy Amerykanami a resztą zawodników?
- Atmosfera jest dobra, Polacy ich chwalą. Są normalnymi ludźmi, na razie - podkreślam to słowo, nauczony doświadczeniem - nie stroją żadnych fochów. Na dzień dzisiejszy wszystko jest w porządku. Będziemy jeszcze pracować. Myślę, że będziemy ciekawym zespołem.
Zdążycie zgrać się przed rozpoczęciem rozgrywek?
- Myślę, że tak. Polacy są ze sobą już zgrani. Teraz chodzi o trzech Amerykanów. Widać, że Harris gra lepiej z meczu na mecz. Robbins do tej pory spisywał się bez zarzutu, w meczu z Polskim Cukrem Toruń widać było, że ma kryzys po dziesięciu dniach od przyjazdu. Bell źle rozwiązuje niektóre sytuacje, ale on jest po studiach. W nieodpowiednim momencie rzuca, niepotrzebnie wchodzi pod kosz, lecz możliwości ma spore, jest dynamiczny. Chłopcy chcą grać zespołowo i to mnie najbardziej cieszy.
Dlaczego Amerykanie tak późno dołączyli do zespołu?
- Różnego rodzaju rzeczy i aspekty miały na to wpływ (uśmiech).
Na co zamierza pan zwrócić uwagę w tych ostatnich dniach przygotowań?
- Będziemy ćwiczyć rotację, zastawianie i grę zespołową. Nie może być tak jak w spotkaniu z Toruniem, że ktoś kozłuje, a trzech, czterech zawodników stoi i nie wiedzą, co robić. Zawsze powtarzam: nie wiesz co zrobić? Podaj i biegnij albo idź na zasłonę do piłki lub od piłki. Nie może być "stójki". Mamy w zanadrzu jeszcze trzy-cztery nowe zagrywki, nad którymi będziemy pracować. Natomiast w ostatnim tygodniu będziemy łapać świeżość, wchodzić w dynamikę.
Będzie dużo grania, liga została powiększona do siedemnastu ekip. Kolejki rozgrywane praktycznie co trzy dni nie będą zbyt dużym obciążeniem dla zawodników?
- Ja uważam, że to nie jest problem. Chłopcy wolą grać. Oczywiście można dużo trenować, jest to ważny element, ale człowiek nie wie później, jak to przełożyć na grę. Czasami trenuje całe życie, wychodzi na mecz i nie wie, co robić.
Jaki cel postawiliście sobie na najbliższy sezon?
- Realnie patrząc myślę, że możemy bić się o dziewiąte-dziesiąte miejsce.
[b]Rozmawiał Piotr Dobrowolski
[/b]