Przed meczem w Trójmieście w obozie Ślęzy Wrocław było trochę nerwowo, gdyż do Gdyni nie pojechała Sandra Linkeviciene. Litwinka ma problemy z plecami i na meczu się nie pojawiła. Silna i wyrównana kadra zdołała jednak wypełnić tę lukę.
- Dobrze rozpoczęliśmy ten mecz. Moje podopieczne wyszły odpowiednio zmotywowane i skoncentrowane. Pierwsza kwarta była niemal bezbłędna, nie było się do czego przyczepić - ocenił doświadczony szkoleniowiec Ślęzy Algirdas Paulauskas.
Wrocławianki po pierwszej ćwiartce prowadziły aż 31:12 i mogły rozstrzygnąć mecz w kolejnej. Niepotrzebnie jednak zaczęły się spieszyć, zamiast grać spokojnie i konsekwentnie, a to dało cień nadziei gospodyniom. Prawdziwy problem zaczął się po przerwie.
- Zaczęło się od niespodzianki, bo Gdynia stanęła strefą. Musieliśmy sobie szybko przypomnieć zagrywki na ten sposób obrony, bowiem ostatnio nawet ich nie trenowaliśmy, bo nikt tego typu obrony nie stosował przeciwko nam - mówi Paulauskas. - Kosztowało nas to dużo nerwów i był to dla nas zimny prysznic.
Ślęza ostatecznie zdołała obronić swoją przewagę, a w kluczowych momentach meczu z pomocą przychodziły celne rzuty zza łuku, które rozwiały nadzieje zdeterminowanych i ambitnie goniących gospodyń. - Już w ostatnim meczu w Poznaniu gdynianki pokazały, że grają do końca. Tym razem było tak samo i uprzedzałem dziewczyny, że tak właśnie będzie - zakończył.
Teraz na wrocławianki czeka konfrontacja z toruńską Energą, która w sobotę - wzmocniona już Mateą Ajavon - wygrała swój pierwszy mecz w sezonie 2015/2016.