- Przegraliśmy po olbrzymiej walce, wręcz heroicznej. Myślę, że kluczem do zwycięstwa Zastalu były nasze nietrafione rzuty osobiste - powiedział po meczu Ireneusz Taraszkiewicz, trener Sudetów. I trudno się nie zgodzić z tymi słowami, gdyż jeleniogórzanie na cztery minuty przed końcem spotkania, kiedy przegrywali 13-punktami (60:47), nie zwątpili w końcowy sukces. Koszykarze Sudetów doprowadzili nawet do wyniku 62:60 i nie oszczędzili nerwów zielonogórskim sympatykom basketu.
Jeleniogórska drużyna słabo wypadła na linii rzutów wolnych, trafiając tylko 13 osobistych spośród 26 prób. A warto podkreślić, że dolnośląski team dotąd był jednym z najlepszych zespołów w pierwszej lidze, jeśli chodzi właśnie o skuteczność z rzutów osobistych.
Natomiast szkoleniowiec Zastalu, Tomasz Herkt po spotkaniu wyznał, że zadowolony był jedynie z gry swojego zespołu w pierwszych dziesięciu minutach. - Ja mogę się cieszyć tylko z dwóch rzeczy. Z tego, że wygraliśmy, bo z całą pewnością te zwycięstwo było nam bardzo potrzebne. Cieszę się również z pierwszej kwarty w naszym wykonaniu, kiedy graliśmy swobodnie w ataku i agresywnie w obronie. Wtedy zaprezentowaliśmy styl grania, jaki po prostu chcemy grać. Trzy następne kwarty to była dla nas ciężka walka, ponieważ nie potrafiliśmy zagrać konsekwentnie, w sposób wyrafinowany - ocenił Herkt.
Zielonogórska ekipa w przeciągu siedmiu dni rozegrała trzy mecze. Bilans "Zastalowców" to dwie wygrane i jedna porażka. W przypadku triumfów (wygrane nad Zniczem Basket i Sudetami) były to zwycięstwa odniesione po męczarniach. Mówiąc z kolei o porażce z Polonią 2011 Warszawa, gra Zastalu mogła się podobać, ale nie przyniosła dwóch punktów. - Mieliśmy ładniejsze porażki od tego zwycięstwa nad Sudetami. Ja wolę osobiście brzydkie zwycięstwo - kończy trener zielonogórzan.