Kurt Looby: Antigua i Barbuda pojawia się na mapie

- Wszystko z biegiem lat się zmienia i myślę, że także my pomagamy to zmieniać. Już samo to, że ludzie pytają się skąd jesteśmy sprawia, że Antigua i Barbuda pojawia się na mapie, pojawia się w świadomości ludzi - mówi Kurt Looby z Anwilu Włocławek.

WP SportoweFakty: Pamiętasz jeszcze trochę język polski, czy musisz sobie go odświeżyć?

Kurt Looby: Pojedyncze słowa pamiętam. Gdy idę do sklepu, staram się używać polskich zwrotów grzecznościowych. Jestem w Polsce drugi raz w swojej karierze, ale wcześniej grałem tutaj trzy lata temu. Trochę czasu jednak minęło.

Wcześniej był Trefl Sopot, teraz czas na Anwil Włocławek.

- Włocławek to ciche, spokojne miasto. Podoba mi się tutaj. Kibice są wszędzie dookoła i to sprawia, że wytwarza się miła atmosfera. Do tego klub jest bardzo profesjonalny. Pomagają we wszystkim, a ja muszę skupić się na tym, aby jak najszybciej wdrożyć się do drużyny. Właśnie przez to, że grałem wcześniej w Polsce, teraz nie mam z tym większych problemów. Ja nie potrzebuję jakichś wielkich udziwnień. Jestem rodzinnym facetem - obecnie czekam, aż moja żona i czteroletnia córka dołączą do mnie - i jeśli mam w pobliżu moich najbliższych to już nie potrzebuję nic innego. A w koszykówce chodzi tylko o zwycięstwa i jeśli one są, to również wszystko jest w porządku.

[b]

Wybrałeś Anwil, czy też może bardziej Tauron Basket Ligę, właśnie ze względu na fakt, iż jest to dla ciebie środowisko, które zdążyłeś poznać?[/b]

- Tak, ale nie myślałem o sobie, ale właśnie o mojej żonie i córeczce. Nie chciałem iść grać do kraju, który byłby nowy dla nich. Chciałem spędzić ten rok w miejscu, w którym już byliśmy.

Rodzina na pierwszym miejscu. Całe twoje ciało jest wytatuowane, a większość tatuaży odnosi się właśnie do twoich najbliższych.

- Tak. Mam między 17 a 20 tatuaży, sam już nie wiem ile. Zacząłem tatuować swoje ciało jeszcze w koledżu, około 10 lat temu. Pierwszy miałem na ramieniu, potem pojawiały się kolejne: imię mojej mamy, moich braci i sióstr, żony, córki. Tutaj jest, widzisz (Kurt odsłania miejsce po lewej stronie klatki piersiowej i brzucha - przyp. M.F.) ? "Kalea". Tak ma imię.

Karaibskie?

- Chyba nie. Moja mama je wybrała.

Kurt Looby debiutował w Anwilu w meczu z Rosą
Kurt Looby debiutował w Anwilu w meczu z Rosą

Pochodzisz z Antigui i Barbudy. Zawsze byłem mocny z geografii, ale przyznam: musiałem sprawdzić, gdzie dokładnie leżą wspomniane dwie wysepki. Poza tym, że na Karaibach nie wiedziałem nic więcej.

- Antigua i Barbuda to piękne miejsce na wakacje. Mamy ponad 1650 cudownych, rajskich plaż, a dwie wysepki o łącznej powierzchni ponad 400 kilometrów kwadratowych zamieszkuje między 80, a 100 tysięcy ludzi.

A co z koszykówką?

- Nie jest sportem numer jeden. U nas gra się głównie w krykieta oraz piłkę nożną. Mimo wszystko jednak koszykówka zrobiła bardzo duży progres w ostatnich latach. Pojawiły się osoby, głównie trenerzy, którzy zdobywali doświadczenie np. w Stanach Zjednoczonych i zdecydowali się wrócić do kraju, by zająć się szkoleniem dzieci oraz wskazywaniem drogi, jaką powinny obrać, np. poprzez grę w lidze akademickiej w Stanach Zjednoczonych. To trudny i żmudny proces, bo wszystko trzeba robić od podstaw. U nas nie ma np. hal sportowych. Głównie boiska otwarte, niektóre mają dachy, ale są bez ścian. Wszystko jednak z biegiem lat się zmienia i myślę, że także my - zawodnicy, którzy grają zawodowo w koszykówkę - pomagamy to zmieniać. Już samo to, że ludzie pytają się skąd jesteśmy sprawia, że Antigua i Barbuda pojawia się na mapie, pojawia się w świadomości ludzi.

[b]

Jesteś dumny z bycia Antiguańczykiem, to słychać w twoim głosie.[/b]

- Cała moja rodzina podchodzi stąd. To wszystko, co znam. Całe moje dziedzictwo. I jednocześnie moja wielka szansa na życie pełne radości i spełniania marzeń. Owszem, jako koszykarz chciałbym grać w NBA, ale poza NBA również istnieje życie dla zawodnika.

Często ludzie myślą, że jesteś Amerykaninem?

- Często, tym bardziej, że ja mam amerykański paszport! Co prawda u nas nie jest tak, jak np. w Portoryko, że każdy kto rodzi się w tym kraju, automatycznie otrzymuje również dokumenty potwierdzający przynależność do Stanów Zjednoczonych, ale mimo to posiadam podwójne obywatelstwo. Wyszło tak dlatego, że moja mama urodziła mnie na innej wyspie, dokładnie na Saint Croix, która nadaje swoim obywatelom obywatelstwo USA, bo należy do Wysp Dziewiczych. Mnie jednak nie wiąże z tym miejscem nic, poza suchym faktem.

Ile razy grałeś w kadrze narodowej Antiguy i Barbudy?

- Tylko dwa, nad czym ubolewam. Po prostu bardzo ciężko jest połączyć grę w Europie z jednoczesnymi występami latem dla kadry narodowej. Nie jestem już młodym graczem i moje ciała wymaga odpoczynku po kilkumiesięcznych występach w Europie.
[nextpage]O Europie przed chwilą powiedziałeś, że istnieje także życie w koszykówce poza NBA.

- Oczywiście. Wszyscy chcą grać w NBA, ale mnie Europa dała wielką szansę na zaprezentowanie swoich umiejętności. Dla mnie gra tutaj w Europie to błogosławieństwo. Tak do tego podchodzę. Mam okazję grać w różnych miejscach na świecie, a dodatkowo - nie muszę opowiadać mojej żonie i mojej córeczce o tym gdzie byłem i co widziałem. One same widzą to swoimi oczami.

Pamiętasz swój pierwszy kontrakt w Europie? W greckim Peristeri Ateny byłeś świeżakiem.

- Pamiętam, że gdyby nie trener Argiris Pedoulakis to nie byłoby tak dobrze. Wcześniej był świetnym graczem, m.in. Panathinaikosu Ateny i rozumiał, że adaptacja w nowym miejscu nigdy nie jest łatwa. On starał się ułatwić mi pobyt w nowym mieście, jak tylko mógł. Przez pierwsze kilka miesięcy przeżywałem szok kulturowy, do tego moja żona była wówczas w ciąży. Nie mieliśmy najlepszego zespołu w Grecji, ale trener poukładał wszystkie elementy na odpowiednich miejscach i zrobiliśmy niespodziankę awansując do play-off.

[b]

Dzięki dobrym występom w Grecji, podpisałeś kontrakt w Niemczech, a potem ściągnął cię Trefl Sopot. Odpadliście w tamtym sezonie w ćwierćfinale play-off, ale wywalczyliście Puchar Polski.[/b]

- Szybko zrozumiałem, że granie w Europie polega na tym, by być częścią zwycięskiej ekipy. Nic ci nie da to, że będziesz zdobywał po 20 punktów w meczu, jeśli twój zespół będzie na ostatnim miejscu w lidze. Tego się nauczyłem i nauczyłem się również, by przede wszystkim wywiązywać się z zadań powierzanych mi przez trenerów. Jeśli zdobędę 10, czy 15 punktów, to jest to świetna wiadomość, ale ważniejsze jest, bym dał od 10 do 12 zbiórek, ze trzy bloki, dobre zasłony, po których padną punkty strzelców oraz dobrą obronę pod koszem.

Anwil szukał właśnie takiego zawodnika.

- Nie podpisałbym umowy tam, gdzie powiedzieliby mi: "Oczekujemy, że będziesz grał tyłem do kosza i rzucał 20 punktów co mecz". To nie ja. Jeśli ktoś szuka takiego gościa i dzwoni do mnie, to znaczy, że wybrał nie tego zawodnika, co trzeba. Ja szybko nauczyłem się wywiązywać ze swoich zadań boiskowych i zobaczyłem, że w Europie zawsze będzie to dostrzeżone i docenione, gdy po prostu dobrze spełniasz swoją rolę i skutecznie realizujesz zadania stawiane przez trenera w systemie gry całego zespołu.

W swoim debiucie w Anwilu przeciwko Rosie Radom miałeś dziewięć zbiórek i dwa bloki.

- To był szalony mecz! I choć wiem, czego oczekiwał ode mnie trener, to jednak uważam, że tych zbiórek i bloków mogło być więcej. Nadal mam przestrzeń, którą można zagospodarować, tak samo jak cały zespół jeszcze ma możliwości, by grać lepiej.

Przeciwko Rosie Antiguańczyk zdobył cztery punkty, miał dziewięć zbiórek i dwa bloki
Przeciwko Rosie Antiguańczyk zdobył cztery punkty, miał dziewięć zbiórek i dwa bloki

Gdy pojawiłeś się na pierwszym treningu Anwilu, których graczy poznałeś od razu?

- Pete’a (Piotra Stelmacha - przyp. M.F.), Skibę (Roberta Skibniewskiego) i Roba (Roberta Tomaszka), z tym, że Roba pamiętałem nie z gry w Tauron Basket Lidze, ale z gry przeciwko niemu w lidze niemieckiej. Myślę, że on występował w Wurzburgu, gdy ja grałem dla Ludwigsburda.

A co z trenerem Igorem Miliciciem? W sezonie 2012/2013 Trefl odpadł w ćwierćfinale 1-3 przegrywając z AZS Koszalin, w którym grał obecny trener Anwilu.

- Pamiętam tamte mecze aż za dobrze i nie jest to miłe wspomnienie... Gdy przyjeżdżałem tutaj wiedziałem o tym, że trener grał jeszcze czynnie w koszykówkę w momencie, gdy ja byłem zawodnikiem Trefla. Na początku nie potrafiłem jednak przyporządkować twarzy do konkretnego zespołu, dopiero potem ktoś mi powiedział.

W barwach Rosy Radom gra obecnie Seid Hajrić, były środkowy...

- Wiem! Anwilu! Pamiętam, że w Treflu rozegrałem jeden z lepszych meczów podczas mojego sezonu w Polsce. Jakieś double-double, tak myślę (dokładnie Looby zanotował 10 punktów i 11 zbiórek, Trefl pokonał Anwil 70:64 - przyp. M.F.). To doświadczony zawodnik, który umie zastawić się pod koszem.

Ile razy w swojej karierze byłeś pytany o rzuty wolne...

- Oj, wiele. Właściwie to wszyscy mnie o to pytają. Nie ma co ukrywać, że to nigdy nie była moja mocna strona, ale bardzo ciężko pracuję, by być lepszym. W te wakacje poświęciłem naprawdę dużo czasu nad tym elementem. Pracowałem z trenerem, który jest w sztabie mojej drużyny narodowej i on starał się wpoić mi, że rzuty wolne wynikają przede wszystkim z pewności siebie. Myślę, że po tych wakacjach jestem nieco lepszy w rzutach wolnych, niż byłem, ale nadal ten poziom mnie nie satysfakcjonuje.

Oglądałeś ostatnie TOP10 Tauron Basket Ligi? Twój wsad po podaniu Roberta Skibniewskiego i akcji pick and roll został umieszczony na piątym miejscu. 

- Nie sprawdzam tego, nie mam czasu (śmiech). Nie jestem gościem, który po meczu leci do statystyk a w Internecie patrzy na swoje filmiki.

#dziejesiewsporcie: mecz Syrii z Afganistanem nudny? Nic bardziej mylnego

Komentarze (0)