Nikt nie spodziewał się takiego rozstrzygnięcia. Kurs na zwycięstwo San Antonio Spurs u niektórych bukmacherów wynosił w środę nawet 10,00. To pokazuje skalę sensacji.
Teksańczycy, choć sami nie poprawią już swojej sytuacji w tabeli i nie zdołają zapewnić sobie gry chociażby w fazie play-in, pokonali walczących o bezpośredni awans do play-offów Golden State Warriors 114:111.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: "Nie płacz, kochana". Podolski spełnił marzenie młodej fanki
Goście, osłabieni brakiem m.in. Victora Wembanyamy, wygrali czwartą kwartę aż 38:23, odwracając losy meczu. Spektakularny triumf zapewnił im doświadczony Harrison Barnes, były zawodnik Warriors, który w 2015 roku sięgał z nimi po mistrzostwo NBA.
Barnes trafił za trzy równo z końcową syreną. Wcześniej faulował Draymonda Greena, który wykorzystał dwa wolne i doprowadził do wyrównania. Ale to Spurs cieszyli się z niespodziewanego triumfu.
Keldon Johnson i Stephon Castle rzucili po 21 punktów, a wspomniany Barnes miał 20 oczek. Gospodarzom na nic zdało się 30 punktów, które wywalczył Stephen Curry czy 28 oczek Jimmy'ego Butlera.
Warriors (47-33) po tej porażce spadli na 7. miejsce w Konferencji Zachodniej, mają o jedną porażkę więcej niż Memphis Grizzlies (47-32), Denver Nuggets (47-32) i Los Angeles Clippers (47-32).
Jeremy Sochan opuścił już szósty mecz z rzędu przez problemy z plecami. Spurs do końca sezonu zostały już tylko dwa mecze i nie wiadomo czy Polak jeszcze w nich wystąpi.
Wynik:
Golden State Warriors - San Antonio Spurs 111:114 (32:23, 19:32, 37:21, 23:38)
(Curry 30, Butler 28, Green 13 - Johnson 21, Castle 21, Barnes 20)