Zbigniew Pyszniak: Po cichu liczyłem na zwycięstwo w Szczecinie

Siarka znów zaskakuje! Tym razem tarnobrzeżanie na wyjeździe pokonali zespół King Wilków Morskich Szczecin, który był zdecydowanym faworytem tego spotkania. Ostatecznie ekipa z Podkarpacia wygrała 75:70.

W tym artykule dowiesz się o:

- Bardzo cieszę się ze zwycięstwa w Szczecinie. Powiem szczerze, że po cichu liczyłem na tą wygraną, ale zdawałem sobie sprawę, że Wilki Morskie Szczecin są dobrym zespołem, w którym aż roi się od solidnych zawodników. Mają jednych z lepszych zestawów Polaków w Tauron Basket Lidze - podkreśla Zbigniew Pyszniak, opiekun Siarki Tarnobrzeg.

Jego zespół odniósł już drugie zwycięstwo w tym sezonie i jest obok Asseco Gdynia - największą rewelacją rozgrywek. Zdaniem Pyszniaka - kluczem do sukcesów jest gra zespołowa. Dopóki ona będzie funkcjonowała, to tarnobrzeżanie mają szansę sprawić kolejne niespodzianki.

- Nasz największy atut to zespołowość. W niedzielnym spotkaniu znów to się potwierdziło. Jeśli ktoś zaczyna grać indywidualnie, to nie przynosi nam zamierzonych skutków. Nie ma u nas takiego gracza, jak Dominique Johnson, który w pojedynkę potrafił wygrywać mecze. Nie mamy zawodnika takiej klasy w tym roku, więc staramy się grać zespołowo - zaznacza Pyszniak.

Warto podkreślić fakt, że wszyscy zawodnicy w niedzielnym spotkaniu, którzy pojawili się na parkiecie, wpisali się na listę strzelców. Najwięcej oczek zgromadził Gary Bell - 18. Po 14 dołożyli Kacper Młynarski i Zach Robbins.

- Mamy ośmiu-dziewięciu zawodników w rotacji. Cały czas wbijam zawodnikom do głów, że jeżeli będą grać zespołowo i zdobyć po osiem-dziesięć punktów, to będziemy mieli z tego duże korzyści. Dodatkowo do tego agresywna obrona i możemy walczyć z każdym w tej lidze - podkreśla opiekun Siarki Tarnobrzeg, który jest nieco niezadowolony z faktu, jak jego podopieczni rozegrali ostatnie minuty meczu. Ekipa z Podkarpacia na trzy minuty przed końcem prowadziła dziesięcioma punktami, ale gospodarze zdołali zmniejszyć różnicę do jednego oczka.

- Niepotrzebnie do takiej nerwowej końcówki doprowadziliśmy. Powinniśmy spokojnie dowieźć prowadzenie do samego końca. Na szczęście skończyło się pozytywnie - wyjaśnia Zbigniew Pyszniak.

Źródło artykułu: