Piotr Śmigielski bierze winę na siebie. "Nawet w kadetach takich błędów nie robią!"

Był najskuteczniejszym zawodnikiem Trefla Sopot w starciu ze Śląskiem Wrocław, ale w końcówce przydarzył mu się katastrofalny błąd. - Nie mogę sobie tego wybaczyć - mówi Piotr Śmigielski, 26-letni gracz.

WP SportoweFakty: O ostatniej minucie ze Śląskiem Wrocław zapewne dość długo będziesz pamiętał. Co tam się stało?

Piotr Śmigielski: Bardzo mocno przyczyniłem się do tej porażki. Obwiniam siebie za tę końcówkę. Najpierw uciekł mi zawodnik w obronie i zdobył łatwe dwa punkty spod kosza. Szczerze? Nie wiem, jak do tego doszło. Nie spodziewałem się, że tak Śląsk rozegra tę akcję. Później z kolei popełniłem najgłupszą stratę z możliwych. Nawet kadeci takich błędów nie robią. To nic nadzwyczajnego. Każdy mógłby tam pójść i wybić tę piłkę. Przez to przegraliśmy...

Przeanalizujmy jeszcze raz całą sytuację. Do końca meczu pozostawało około dziewięciu sekund. Stoisz za linią końcową boiska i...

- I... podaje w ręce Jarvisa Williamsa, chociaż wszystko mieliśmy rozrysowane, tak aby piłkę otrzymał Tyreek Duren. Myślałem, że ten zawodnik, który na mnie napierał, nie będzie aż tak agresywny, ale stało się inaczej. Sądziłem, że ta piłka przejdzie. Na dodatek ona tak się niefortunnie odbiła, że praktycznie mogła z tego pójść kontra, którą Williams mógł skończyć z góry. Tyreek rzucił się jednak i zdołał go sfaulować.

Podkreślasz, że przyczyniłeś się do tej porażki, ale z drugiej strony byłeś najskuteczniejszym graczem zespołu. Gdyby nie twoja osoba, to Trefl nie zbudowałby takiej przewagi.

- No tak, ale te wszystkie dobre rzeczy zaprzepaściłem jedną złą decyzją w końcówce. Wiem, że mój przekaz jest negatywny, ale nie załamujemy się. Walczymy przez pełne 40 minut. Czasem wychodzi bardziej, a czasami mniej, ale na pewno dajemy z siebie wszystko. Jesteśmy ambitnym zespołem.

[b]Można chyba śmiało zaryzykować tezę, że historia w waszym przypadku lubi się powtarzać. Ponownie podarowaliście zwycięstwo rywalom. Prawda jest taka, że powinniście mieć bilans 2:1, a nie 0:3.[/b]

- Zdecydowanie. Niestety najbardziej boli to, że znów przegrywamy wygrany mecz. Nawet gdybyśmy wygrali ze Śląskiem, to nasza sytuacja wyglądałaby zdecydowanie lepiej.

Gra z każdym meczem idzie do przodu?

- Tak mi się wydaje. Jesteśmy agresywni w obronie, coraz lepiej się rozumiemy. W ataku dobrze dzielimy się piłką, ale z drugiej strony, brakuje tej wisienki na torcie. Chcemy w końcu wygrać jakiś mecz, tak aby dać radość naszym kibicom.

Widać, że trener chętnie na ciebie stawia i daje dość dużą swobodę.

- Prawda jest taka, że cały czas uczę się tego zespołu, bo nie miałem takiej możliwości w okresie przygotowawczym. Byłem kontuzjowany i jedynie przyglądałem się kolegom z ławki rezerwowych. Poznaję te zagrywki drużyny. Cieszę się, że gramy dość szybko, bo w takim układzie czuję się najlepiej.

Nowy środkowy pomógł?

- Na pewno. Inaczej się gra, kiedy taki zawodnik stoi pod koszem. Widać było, że w ataku też sobie nieźle radził.

Rozmawiał Karol Wasiek

Komentarze (0)