W okresie wakacyjnym Michał Chyliński zdecydował się na zmianę otoczenia. Po kilku bardzo udanych latach w Zgorzelcu zawodnik podpisał kontrakt z Telekom Baskets Bonn. Gracz miał być również ważnym koszykarzem w reprezentacji Polski, ale u zawodnika pojawiły się problemy ze zdrowiem. Kontuzja wyeliminowała go z gry na dłuższy czas.
Koszykarz nie zdążył się wykurować na początek Bundesligi. Cały czas się rehabilitował, oglądając jedynie poczynania kolegów z perspektywy ławki rezerwowych.
W niedzielę zadebiutował w barwach Telekom Baskets Bonn. Były gracz PGE Turowa Zgorzelec zaliczył całkiem udany występ. W ciągu 16 minut spędzonych na parkiecie zdobył osiem punktów (2/5 za trzy, 2/2 za jeden).
Udało się nam porozmawiać z koszykarzem reprezentacji Polski, który w samych superlatywach wypowiada się na temat nowego klubu.
WP SportoweFakty: Powiedz dokładnie z jakim urazem się zmagałeś i dlaczego ta rehabilitacja trwała tak długo?
Michał Chyliński: To był uraz bardziej popularny w środowisku piłkarskim. Był to stan zapalny kości, do której przyczepia się przywodziciel, ale nie ma co wchodzić w szczegóły. Najważniejsze, że to już za mną. Trwało to tyle, bo niestety tego typu kontuzje tak długo się leczy. Wszystko było najpierw nadzorowane w Polsce przez lekarza reprezentacji Polski w piłce nożnej doktora - Jacka Jaroszewskiego, a następnie moje leczenie było kontynuowane w Niemczech przez naszego klubowego lekarza. Z tego miejsca chciałbym również podziękować za pomoc Marcinowi Widomskiemu, który zrobił wszystko, żeby mi ułatwić powrót do zdrowia.
Trafiłeś do nowego klubu z kontuzją, która wyeliminowała ciebie z pierwszych meczów. Czy w związku z tym natrafiłeś na jakieś problemy?
- Nie. Jestem również wdzięczny mojemu nowemu klubowi. Zachowali się bardzo profesjonalnie w tej sytuacji. Dali mi czas na powrót do zdrowia, a tak naprawdę nie musieli tego robić. Teraz postaram się odwdzięczyć za ich cierpliwość na boisku.
Mogłeś wrócić na boisku już wcześniej?
- Cale leczenie poszło zgodnie z planem i było rozplanowane dużo wcześniej przez lekarza klubowego. Mój powrót miał nastąpić 1 listopada i tak też się stało.
Jak ocenisz swój debiut w zespole z Bonn?
- Najbardziej cieszy mnie zwycięstwo. Graliśmy z drużyną, która do tej pory była niepokonana. Dzięki temu zwycięstwu awansowaliśmy na drugie miejsce. W niedzielę zagramy z Albą o fotel lidera. Jeśli chodzi o mój występ to jeszcze daleko do mojej optymalnej formy, ale myślę, że jak na pierwszy mecz po tak długiej przerwie to było naprawdę nieźle. Ostatnie spotkanie jakie rozegrałem było w czerwcu w finałach ze Stelmetem. Mój rozbrat z koszykówką był dosyć długi.
Jak ci się współpracuje z nowym trenerem, który nie ukrywał przed sezonem, że widział ciebie w swojej układance?
- Uważam, że trafiłem do świetnego klubu z bardzo dobrym trenerem. Nasz styl gry mi odpowiada. Dzielimy się bardzo dużo piłką i gramy zespołową koszykówkę, w której ja czuję się najlepiej.
Jak wygląda klub pod względem organizacyjnym? Wszystko jest w jak najlepszym porządku?
- Klub jest świetnie zorganizowany. W biurze pracuje około 15 osób, które są odpowiedzialne za to, żeby wszystko było tak jak trzeba. Hala może pomieścić sześć tysięcy ludzi i na każdym meczu jest co najmniej pięć tysięcy fanów. Pod tym względem jest duża różnica miedzy polską a niemiecką ligą.
W Niemczech koszykówka jest aż tak popularna?
- W każdej hali, w której byliśmy był komplet kibiców. Koszykówka jest tutaj naprawdę popularna. Szczerze mówiąc, przyjeżdżając tutaj nie myślałem, że ta popularność będzie aż tak duża.
Jak czujesz się w samym mieście?
- Bonn to piękne miasto. Tuż obok jest Kolonia, która jest jednym z ładniejszych miast w Niemczech. Także niczego tutaj nie brakuje. Prawie każdy mówi po angielsku. Zaaklimatyzowałem się bardzo szybko, mimo tego że nie grałem i nie trenowałem z drużyną.
Rozmawiał Karol Wasiek