Anwil Włocławek nie pozostawił złudzeń co do tego, który zespół był lepszy na parkiecie w Azoty Arenie w środowy wieczór. Goście z Kujaw zatrzymali gospodarzy na 54 punktach rzuconych we własnej hali i tym samym wygrali po raz szósty w sezonie. Szczecinianie zanotowali piątą porażkę.
- Jedyne założenie, które udało nam się zrealizować w tym meczu to zatrzymanie Davida Jelinka. Z drugiej strony jednak, kilku innych zawodników włączyło się w zdobywanie punktów i rzuciło przynajmniej osiem oczek. Anwil to nie tylko Jelinek - komentował środowe spotkanie Maciej Majcherek, obrońca King Wilków Szczecin.
David Jelinek rzeczywiście rozegrał mniej spektakularne spotkanie - rzucił "tylko" 13 punktów, a więc mniej więcej połowę tego, ile wynosi jego średnia. Z drugiej strony jednak, Czech trafił dokładnie połowę swoich rzutów z gry, więc punktował na solidnym poziomie, a dodatkowo - zebrał 10 piłek i po raz pierwszy w sezonie zanotował double-double.
Po stronie szczecinian trudno było znaleźć gracza, który przyszedłby w sukurs Marcinowi Nowakowskiemu. Polski playmaker dobrze wykorzystał fakt nieobecności Korie Luciousa i zdobył 16 punktów. Drużynie King Wilków Morskich brakowało jednak amerykańskiego playmakera i wynik tylko 54 punktów zdobytych łącznie przez zespół można złożyć również na karb braku podstawowego rozgrywającego.
- Anwil zagrał zespołowo i wygrał z nami zdecydowanie. My nie mieliśmy dobrego dnia. Brakowało nam Koriego, mieliśmy problem z wyprowadzaniem piłki na połowę ataku i stąd popełniliśmy aż 16 strat. Dodatkowo, bardzo słabo rzucaliśmy z daleka, wynik 4/24 jest po prostu fatalny i dlatego przegraliśmy tak wyraźnie - podsumował Majcherek.