WP SportoweFakty: W miniony poniedziałek kibice byli świadkami typowo derbowego meczu walki niż wielkiej koszykówki zaprezentowanej przez zespoły Turowa i Śląska. Można było zaobserwować sporo niedokładności w grze jednych i drugich.
Piotr Ignatowicz: Zgadza się. Derby charakteryzują się tym, że nie są może zbyt piękne, ale są za to emocjonujące. W drugiej połowie było ich może trochę mniej, bo udało nam się wypracować dość wysoką przewagę. Na pewno byłoby bardziej nerwowo, gdyby wynik oscylował w okolicach remisu. Niemniej jednak cieszymy się z tego, że mieliśmy trochę spokoju w końcówce ponieważ większość naszych dotychczasowych spotkań toczyła się do ostatnich sekund. I kończyło się to dla nas z różnym skutkiem. Cieszę się, że akurat we Wrocławiu, przeciwko 17-krotnym mistrzom Polski, którzy wciąż są uznaną i mocną drużyną, udało nam się zdecydowanie wygrać.
O zwycięstwie Turowa zadecydowało pięć minut czwartej kwarty. Dlaczego wcześniej nie udało wam się utrzymać znaczącej przewagi?
- Właściwie całą pierwszą połowę to my prowadziliśmy i kontrolowaliśmy wynik. Śląsk dosyć mocnym akcentem zakończył jednak drugą kwartę ponieważ - mówiąc żargonem piłkarskim - strzelili nam nieprzyjemnego gola do szatni w postaci celnej trójki Witalija Kowalenki, co dało im energię na drugą połowę. My dosyć długo wchodziliśmy po przerwie w mecz, ale jak już weszliśmy, to z wysokiego C. W pewnym momencie zanotowaliśmy serię 18 punktów z rzędu, co jest raczej rzadko spotykane.
W ataku atutem Turowa była zdecydowanie gra do środka. Nie mieliście praktycznie żadnych problemów z grą w "pomalowanym".
- Była to z jednej strony anty-koszykówka, ale z drugiej tak naprawdę ciekawa anty-koszykówka. Oba zespoły grały niskim składem. My mamy problemy z naszymi wysokimi, a Śląsk chcąc się do nas dostosować również był zmuszony obniżać swoją piątkę. Ponadto Jarvis Williams jest tak nietypowym środkowym, że ciężko gra się przeciwko niemu nominalnym centrom. Cieszę się, że potrafiliśmy wykorzystać słabości Śląska, a jednocześnie, że byliśmy w stanie opanować grę pod koszem ponieważ w drugiej kwarcie mieliśmy z tym ogromny problem. Istotne było również ograniczenie strat, których nie popełniliśmy za dużo. Mieliśmy troszeczkę za mało asyst, ale trzeba przyznać, że był to ciężki derbowy pojedynek i właściwie każda piłka była w nim wymęczona.
Czy można zaryzykować stwierdzenie, że Turów po początkowych problemach wychodzi na prostą? Wygraliście teraz trzy mecze z rzędu.
- Już przed sezonem mówiłem, że ten zespół potrzebuje czasu. Jest wielu młodych oraz nowych zawodników, a cała drużyna została tak naprawdę zbudowana od podstaw. Staramy się mocno pracować na treningach, aby na bieżąco poprawiać swoje mankamenty. Jest jeszcze co prawda dużo do zrobienia, ale są już widoczne efekty. Zaczynamy o wiele lepiej komunikować się w obronie oraz czytać grę rywali. W meczu ze Śląskiem zaczęliśmy lepiej zastawiać, zbierać piłkę i kontrolować tablicę, co mam nadzieje jest dobrym prognostykiem na przyszłość. Bez tego ciężko jest bowiem wygrywać mecze. Nie zapeszając, to z atakiem generalnie nie mamy problemów ponieważ zdobyliśmy teraz ponad 80 punktów. Cały czas musimy panować nad tym, aby ta oscylacja była jak najmniejsza, bo to pomaga kontrolować wynik spotkania. Prawie w każdym pojedynku wypracowywaliśmy sobie bowiem przewagę, a później w łatwy sposób ją traciliśmy. Ważne, że dobre elementy zaczynają jednak przeważać nad tymi złymi.
Cameron Tatum po powrocie do składu kończy mecze z dwucyfrowym dorobkiem punktowym i zaczyna być jednym z liderów. Czy to tymczasowe odsunięcie od zespołu podziałało na niego tak mobilizująco?
- Z Cameronem nie było praktycznie jakiś większych problemów. Ciężko było nam się jednak dogadać na płaszczyźnie zarówno jego zaangażowania, jak i czytania gry. Nie potrafił się dostosować, bo i też nie grał wcześniej za długo w Europie. Tak do końca nie rozumiał właściwie o co mi chodzi. Ta przerwa pozwoliła nam spróbować gry bez niego i jednocześnie przekonać się o tym, że jest nam na pewno potrzebny. Amerykanin miał również czas aby kilka kwestii przemyśleć. Następnie spotkaliśmy się, wyjaśniliśmy sobie pewne rzeczy, zrobiliśmy głęboką analizę i od tego momentu jestem bardzo zadowolony z jego postawy.
Jak obecnie wygląda sytuacja z Damontre Harrisem? Według nieoficjalnych informacji odchodzi z zespołu ze względu na zaległości finansowe. Czy zostanie zastąpiony przez innego gracza?
- Ciężko mi cokolwiek na ten temat powiedzieć i właściwie nie jestem do tego upoważniony. Myślę, że w tej sprawie pojawi się niedługo oficjalne stanowisko klubu. Na pewno na dłuższą metę ciężko będzie nam jednak grać w takim zestawieniu. Do powrotu szykowany jest Piotr Niedźwiedzki, a więc przynajmniej na treningach będziemy mogli normalnie pracować. Wiadomo, że w przyszłości ktoś nowy bardzo by nam się przydał. Ta sytuacja spowodowała w meczu ze Śląskiem większą mobilizację naszych zawodników. Grając niższym składem mieliśmy też swoje atuty. Damontre dawał nam oczywiście dużo dobrego, ale też w pewien sposób nas ograniczał. Z jednej strony udało nam się to zamaskować, a z drugiej przekształcić w pozytywy. Jeżeli chodzi o nasz skład personalny to zobaczymy, co przyniesie przyszłość.
Rozmawiał: Bartosz Seń