- Nadal ich nie znoszę. Nigdy nie stanę się ich zwolennikiem. Nie wydaje mi się, że to koszykówka - powiedział Gregg Popovich w wywiadzie dla "CBS Sports".
- Myślę, że rzut za trzy to coś w rodzaju cyrku. Dlaczego nie mamy rzutu za 5 punktów? Albo za 7 punktów? Wiesz, gdzie to będzie miało swój koniec... Ale to tylko moja opinia. Jestem trochę oldskulowy - dodał szkoleniowiec Spurs.
To ciekawe słowa trenera San Antonio Spurs, bo właśnie w dużej mierze rzutom za trzy Spurs zawdzięczają zdobycie pięciu tytułów mistrzowskich - nie tylko tego ostatniego w 2014 roku, kiedy w Finałach NBA rozłożyli na łopatki obronę Miami Heat.
Spurs byli w NBA pionierami wartości rzutu za trzy z rogu - jako pierwsi zrozumieli, że linia jest tam o pół metra bliżej niż na wprost kosza i na skrzydłach. Praktycznie przez całą poprzednią dekadę Spurs plasowali się na 1 miejscu w liczbie oddanych rzutów za trzy z rogów boiska.
- Do pewnego stopnia lepiej być zwolennikiem trójek, niż nie być. Inaczej się przegra. Za każdym razem, gdy wygrywaliśmy tytuł, rzut za trzy był ważną tego częścią. Bo znaczy tak dużo i po prostu trzeba umieć trafiać trójki. I nikt nie robi tego lepiej niż Golden State Warriors i widzisz sam co teraz robią. Więc jest to ważne. Nie można ignorować trójek - podkreślił.
Te słowa interesująco wpasowują się w nagłą zmianę kierunku, jaka ma miejsce w Spurs. Po dodaniu do składu kochającego półdystans LaMarcusa Aldridge'a i wraz z rozwojem gry ofensywnej Kawhi'a Leonarda Spurs stali się liderami NBA w liczbie rzutów z półdystansu.
Spurs są dopiero na 26 miejscu w NBA ilości oddawanych rzutów za trzy (19,1), trafiając 36 procent z nich. Mają 2 wynik ligi (18-5) głównie ze względu na swoją znakomitą, najlepszą w NBA obronę. Tracą tylko 92,6 punktów na 100 posiadań, grając w żółwim, dopiero 27. tempie ligi.