Był sezon 1984/85. Kibice sportowi żyli ostatnim meczem Grzegorza Laty w barwach reprezentacji, kinomani z wypiekami na twarzy oglądali premierę "Seksmisji", a zaangażowani politycznie psioczyli na Sejm, który postanowił przedłużyć sobie kadencję. Ot, polska rzeczywistość.
"Załatwili" go starsi koledzy
Tymczasem w USA rodziła się wielka gwiazda, jedna z największych nie tylko w historii NBA, ale i całego sportu. Michael Jordan został wybrany w drafcie (dopiero z numerem trzecim!) przez Chicago Bulls. Od razu stał się czołowym zawodnikiem tej najlepszej ligi świata. 28.2 pkt., 6.5 zbiórek, 5.9 asyst, 51.5% skuteczności z gry - statystyki, jak na pierwszoroczniaka, oszałamiające.
Powyższe liczby są bardzo ważne. 10 lutego 1985 roku w Indianapolis spotkali się najlepsi z najlepszych podczas All Stars Game. Jordan został wybrany do pierwszej piątki Wschodu. Wydawało się, że po raz kolejny udowodni swój kosmiczny potencjał. - Był w takim gazie, że bałem się o jego rywali w Indianapolis - mówił kolega MJ'a z Bulls, Orlando Wooldridge. - Miał taką formę, iż mecz gwiazd powinien przerodzić się w "one man show", właśnie z Jordanem w roli tytułowej.
Nic z tego. Pierwszoroczniak, który zdobywał ponad 28 punktów w każdym meczu ligowym, nagle jakby stracił umiejętności. Siedem punktów - z taką zdobyczą MJ wrócił do Chicago. - Cieszę się, że tam byłem, chciałbym podziękować za taką możliwość - mówił z uśmiechem na twarzy jednemu z dziennikarzy.
Uśmiechał się, ale wewnątrz aż kipiał ze złości. Podejrzewał, że starsi koledzy go... "załatwili". Zresztą, nie tylko on.
Co za pieprz*** gówniarz!
12 lutego w "Chicago Tribune" ukazał się artykuł Boba Sakamoto pod wymownym tytułem: "Did All-stars Freeze Out Jordan?" ("Czy gwiazdy odsunęły/wykluczyły Jordana?"). Ruszyła lawina spekulacji.
Zdaniem dobrze zorientowanych obserwatorów Julius Erving, Larry Bird, Moses Malone, Isiah Thomas, Bill Laimbeer oraz Terry Cummings mieli się umówić, że "nie będą podawać piłek do Jordana". Przywódcą grupy i pomysłodawcą był Thomas. Rozgrywający Detroit Pistons nie pałał miłością do MJ-a. Na dodatek...
- Dzień przed meczem gwiazd, w hotelowej windzie doszło do nieprzyjemnej sytuacji - pisał Sakamoto. - Ponoć Jordan nie odezwał się do Thomasa, potraktował go jak powietrze. Mimo że kilkanaście godzin później grali w jednej ekipie. Na dodatek doskonale się znali, bo rozegrali przeciw sobie kilka meczów w ramach sezonu regularnego.
Thomas był zszokowany. Wyszedł z windy, oparł się o ścianę i pomyślał, że jeszcze nigdy nie został tak upokorzony. - Co za pieprz**** gówniarz! - aż krzyknął na cały głos - mówili w kuluarach zaproszeni na mecz goście, którzy mieszkali na tym samym piętrze.
Obwieszony złotymi łańcuchami
Sytuacja w windzie miała być bezpośrednią przyczyną powstania spisku przeciw Jordanowi. Ale nie jedyną. Obserwatorzy zauważyli, że młody koszykarz zachowywał się prowokacyjnie już podczas konkursu wsadów oraz w kuluarach, gdzie był obwieszony złotymi łańcuchami i lekceważąco odnosił się do partnerów z parkietu.
- Rzeczywiście, Michael się nie popisał - wspominał po latach Magic Johnson, który był "piątkowym" ekipy Zachodu. - Był arogancki, niemiły, żuł gumę i śmiał się nam prosto w oczy. Nie wiedzieliśmy, o co mu właściwie chodzi.
Spisek? - Nic o tym nie wiem - stwierdził Johnson.
- Bzdura, Magic też był zamieszany w układ. Razem z kilkoma kolegami z ekipy Zachodu miał wyjątkowo agresywnie atakować MJ'a, gdy ten już był przy piłce - mówili anonimowo w amerykańskich mediach specjaliści od koszykówki.
Wróćmy do Thomasa. Po śniadaniu miał zaprosić do swojego pokoju wtajemniczonych. - Panowie, nie będzie rookie śmiał się nam prosto w oczy - Thomas rozpoczął mowę.
Po kilku minutach z pokoju wyszło kilku rosłych facetów. Chwilę wcześniej podali sobie ręce. Mimo że reprezentowali różne zespoły i nie raz, i nie dwa podczas meczów iskrzyło między nimi.
"Największe głupoty, jakie kiedykolwiek słyszałem"
Informacja o spisku tak wrosła w amerykańskie społeczeństwo, że uwierzył w nią... syn Isiaha Thomasa. Wiele lat po meczu w Indianapolis 12-latek przygotowywał do szkoły pracę dotyczącą Jordana, znalazł wiadomość o rzekomym zachowaniu swojego ojca i kiedy tylko wszedł do domu, od drzwi krzyczał: "Tato, jak mogłeś się tak zachować".
- W tym momencie powiedziałem sobie, że coś z tym trzeba zrobić - przyznał w oficjalnym serwisie internetowym NBA, Isiah Thomas. - Ta cholerna plotka przekroczyła już wszelkie możliwe granice. Uderzyła w moją rodzinę, a tego nie mogłem wybaczyć.
W plotkę (?) uwierzył również sam MJ. Jordan podobno po latach zemścił się na Thomasie. Rozgrywający Detroit nie pojechał na igrzyska olimpijskie w Barcelonie, gdzie zagrał legendarny "Dream Team". Koszykarz Chicago Bulls miał postawić sprawę na ostrzu noża: albo ja, albo Thomas. Ta informacja została ujawniona choćby w książce "Dream Team", którą napisał Jack McCallum.
Thomas udzielił wywiadu, w którym ironizował. - Jasne, to ja miałem wpływ na takie gwiazdy jak Erving, Bird, czy Malone, byłem wszechmocny! - powiedział. - Tak mnie słuchali, że poszliby potulnie na rzeź. Bez żartów, przecież to największe głupoty, jakie kiedykolwiek słyszałem.
Były rozgrywający Detroit jest wściekły, że spekulacje przeniknęły do artykułów, książek, a nawet prac naukowych. - Nic nie mogę z tym zrobić, to walka z wiatrakami - przyznał. - Mogę jedynie poprosić wszystkich kibiców o obejrzenie zapisu tego meczu i wyrobieniu sobie zdania, czy tam jest choćby jednak akcja, która może sugerować te wyssane z palca bzdury.
[b]
Marek Bobakowski
[/b]