Zawodnicy Polfarmexu Kutno przystępowali do meczu z PGE Turowem Zgorzelec w niezbyt dobrych humorach. Drużyna Jarosława Krysiewicza przegrała wcześniejsze trzy spotkania, lecz w przygranicznym mieście okazała się skuteczniejsza od gospodarzy.
- Chcę pogratulować moim koszykarzom charakteru. Ciężko było nam się podnieść po tym, co zrobiliśmy w Sopocie, ale mimo wszystko udało się to nam - powiedział Krysiewicz wspominając wstydliwą porażkę z Treflem, 48:61.
Kutnianie wygrali w Zgorzelcu 70:68, a o ich zwycięstwie przesądziła trzecia kwarta. Przyjezdni wypracowali sobie w niej siedem oczek przewagi, co jak na tak wyrównane spotkanie, okazało się kluczowe.
- Zrobiliśmy to, co zamierzaliśmy, a zawodnicy pokazali charakter. Opierając się na statystykach, mogę powiedzieć, że zafunkcjonowała nasza silna broń, czyli zbiórka na atakowanej tablicy. Wygraliśmy deskę 44:25, a zbiórki ofensywne 14:6. Aż czternastokrotnie zatem mogliśmy powtarzać swoje akcje. Wiadomo, jakie to ważne - dodawał Krysiewicz.
Ekipa z Kutna miała konkretne założenia na ten mecz. Przede wszystkim, celem przyjezdnych było zatrzymanie dwóch najistotniejszych graczy ofensywy PGE Turowa, czyli Daniela Dillona i Filipa Dylewicza. I choć duet ten rzucił aż 40 punktów z 68 zespołu, to jednak po meczu opiekun Polfarmexu mógł być zadowolony.
- Wiadomo, że taki był nasz cel, aby ta dwójka nie zdobywała zbyt dużo punktów. W przerwie powiedziałem jednak chłopakom, że nawet jeśli nie zatrzymamy Dillona i Dylewicza, ale sprawimy, że reszta się nie otworzy w ofensywie, to wówczas wygramy ten mecz. I tak się stało - zakończył trener kutnian.