Pomimo dwóch celnych rzutów wolnych Denisa Krestinina oraz trafienia Daniela Dillona w końcówce spotkania meczu z Polfarmexem Kutno, PGE Turów Zgorzelec przegrał po raz szósty w sezonie. Goście przełamali passę trzech meczów wicemistrza Polski i jednocześnie swoją własną niemoc w trzech kolejnych meczach.
- To ciężka przegrana, bo dużo energii włożyliśmy w ten mecz. Na pewno na ostateczny wynik wpływ miały emocje w końcówce, gdyż dłuższe fragmenty spotkania obrona funkcjonowała przyzwoicie. Niestety popełnialiśmy też błędy - powiedział po zakończeniu spotkaniu trener PGE Turowa, Piotr Ignatowicz.
- Goście grali skutecznie, a ich rezerwowi, którzy weszli na parkiet z ławki, pociągnęli grę. W pierwszej połowie graliśmy równo, ale potem przyszła trzecia kwarta, w której pojawiły się błędy w ataku - dodał opiekun zgorzelczan.
Kutnianie otworzyli sobie drogę do zwycięstwa świetną postawą w walce pod koszem. Zawodnicy Polfarmexu zebrali aż 44 piłki z tablic, podczas gdy gospodarze - tylko 25.
- Przewaga fizyczna Polfarmexu była bardzo duża, ale staraliśmy się ją zrekompensować. Niestety zbiórki przegraliśmy wyraźnie. Ciężko się gra, gdy rywal notuje prawie 20 zbiórek więcej od nas, dodatkowo zbierając aż 14-krotnie w ataku. Generalnie można stwierdzić, że jak na tak wielkie problemy w tym elemencie, to i tak nie było najgorzej. Mieliśmy tylko sześć zbiórek w ataku, ale za to wymusiliśmy aż 21 strat rywala - stwierdził Ignatowicz. Niestety dla trenera PGE Turowa, jego zawodnicy nie potrafili przekuć błędów rywali w zdobycie dwóch punktów.
- Szkoda, że nie wszystkie straty udawało nam się przekładać na punkty, ale nic już z tym nie możemy zrobić. Ogółem pracowaliśmy w tym meczu bardzo ciężko, ale rywal okazał się lepszy. Przed nami wkrótce kolejne spotkanie i pomimo wąskiej rotacji, musimy być przygotowani - zakończył trener zgorzeleckiego zespołu.
W niedzielę PGE Turów zagra u siebie z King Wilkami Morskimi Szczecin.