Pierwsze minuty w niedzielnym spotkaniu pokazały, że mecz będzie bardzo wyrównany. Goście zaczęli od prowadzenia 4:0, ale Stalowcy szybko zdobyli 7 oczek z rzędu i 150 sekundach był 7:4. Wyrównana walka w tej części meczu trwała jeszcze blisko cztery minuty. Prowadzenie zmieniało się co akcję. Niestety dla kibiców gospodarzy ich pupile w ostatnich czterech minutach rzucili tylko dwa oczka przy aż 13 drużyny z Łodzi i po pierwszych 10 minutach na tablicy widniał wynik 17:28. W Stali zawiodła przede wszystkim skuteczność w rzutach wolnych. Na 10 wykonywanych wpadło tylko 4! - Zawiodły nas dziś rzuty wolne. Gdybyśmy je trafiali dzisiaj dużo lepiej to nie było by tej dramaturgii - stwierdził po potyczce rozgrywający Stali, Karol Szpyrka.
Druga część zaczęła się ponownie nie najlepiej dla gospodarzy. W 11 minucie meczu trafił były gracz Stalówki, Adrian Czerwonka i ŁKS prowadził 17:30. Było to najwyższe prowadzenie gości w tym meczu. Czerwonkę w hali Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Stalowej Woli przyjęto bardzo chłodno. Zawodnik ten w nie najlepszych okolicznościach rozstał się ze Stalą. Należy podkreślić, że w trudnych momentach otuchy koszykarzom z Podkarpacia dodawali kibice, którzy głośno dopingowali swoich pupili. To pomogło. Już w 13 minucie po trafieniu Adama Lisewskiego było tylko 27:32. Mimo, że goście często nie potrafili trafić do kosza rywali, to Stalowcy nie potrafili wykorzystać tej niemocy drużyny z Łodzi. W 16 minucie było już 31:40. Nieco ponad 60 sekund później po trójce bardzo aktywnego Marka Piechowicza zrobiło się tylko 36:40. Stalowcy jednak po raz kolejny w końcowym fragmencie gry nie wykorzystali czterech rzutów wolnych i na przerwę oba zespołu schodziły przy wyniku 38:44.
Kolejną kwartę ponownie świetnie rozpoczęli goście. Po blisko dwóch minutach gry w tej części meczu ponownie odskoczyli na jedenaście oczek. W dużej mierze przyczynili się do tego sędziowie, którzy ukarali przewinieniem technicznym szkoleniowca Stalówki, Bogdana Pamułę. Stal nie rezygnowała i przy dobrym dopingu w 24 minucie meczu Stalowcy dogonili ŁKS na pięć punktów różnicy. To nie było jednak ostatnie słowo gospodarzy bowiem na niespełna dwie minuty przed końcem trzeciej odsłony niedzielnej potyczki ŁKS prowadził już tylko 55:57. Jednak goście minimalnie zwiększyli przewagę do pięciu oczek. Wobec takiej gry obu zespołów emocje w ostatnich dziesięciu minutach były gwarantowane.
Pierwsze trzy minuty ostatniej kwarty trochę zniechęciły fanów zielono-czarnych. Dobra gra gości zaowocowała 6 oczkami i prowadzeniem 59:68, a niedługo potem 62:70. To co jednak zrobili Stalowcy w kolejnych minutach było esencją koszykówki. Właściwie o losach meczu zdecydował duet Piechowicz-Szczepaniak. Ten pierwszy zdobył dla Stali aż osiem punktów w tej kwarcie. Rzucił także bardzo ważne oczka, dzięki którym Stalowcy dogonili rywali. Gospodarze świetnie bronili, bardzo dobrze również rozgrywali akcje w ataku. Na 160 sekund przed końcową syreną po wsadzie Lisewskiego było 70:72, a na minutę przed końcem po akcji Piechowicza na tablicy widniał remis. W kolejnej akcji błąd popełnił Zbigniew Marculewicz i to Stal miała zadać decydujący cios. Na sekundy przed końcem piłkę dostał Szczepaniak i trafił zza linii 6,25. publiczność oszalała, koszykarz Stali utonął w objęciach kolegów. - Cieszę się, że udało mi się trafić. Grałem w przeszłości w ŁKS-ie i ten mecz mnie szczególnie mobilizował. Cieszymy się ze zwycięstwa. Wygraliśmy jako zespół. Ja dostałem piłkę w ostatniej akcji i nie było już czasu na podjęcie innej decyzji - powiedział po spotkaniu Szczepaniak.
Stal Stalowa Wola - ŁKS Łódź 75:72 (17:28, 21:16, 19:18, 18:10)
Stal: Piechowicz 19 (1x3), Andrzejewski 13 (1x3), Szczepaniak 13 (3x3), Klima 8, Partyka 8 (1x3), Szpyrka 8 (2x3), Lisewski 6, Wołoszyn 0.
ŁKS: Morawiec 18 (2x3), Saran 10 (1x3), Marculewicz 8, Mordzak 8, Nogalski 7 (2x3), Trepka 6, Dłuski 5, Prostak 4, Czerwonka 4, Bąk 2.
Sędziowali: Tomasz Tomaszewski, Andrzej Bartocha, Damian Kuziora.
Widzów: 1100.