Robert Skibniewski: Trzeba się cieszyć z tego, co się ma

Rafał Sobierański
Rafał Sobierański

- Koszykówka to nie piłka nożna, w której można wygrać do zera. Myślę, że obecnej drużynie Anwilu nie można odmówić zaangażowania, dalej idą umiejętności i ogółem trzeba się cieszyć z tego, co się ma - mówi Robert Skibniewski po wygranej nad Siarką.

WP SportoweFakty.pl: Po takich meczach mówi się: najważniejsze są dwa punkty.

Robert Skibniewski: O to chodzi w każdym sporcie, aby wygrywać, więc dokładnie tak.

Siarka Tarnobrzeg nie jest łatwym rywalem w tym sezonie.

- Myślę, że ta drużyna od początku sezonu pokazuje, że trzeba ją szanować i liczyć się z nią. Mieli fantastyczny początek. Cały czas są trudnym rywalem.

Tymczasem większość klubów Tauron Basket Ligi często nie docenia, a nawet lekceważy rywala z Tarnobrzega.

- Kierują się nazwą, a przecież nazwa, tak samo jak nazwiska, nie gra.

[b]

Anwil zlekceważył Siarkę?[/b]

- Na pewno nie. Co jednak nie oznacza, że nie zagraliśmy odpowiednio skoncentrowani. Niestety, trochę przez własną niefrasobliwość doprowadziliśmy do nerwowej końcówki.

Mieliście 13 punktów zaliczki do przerwy. Po zmianie stron tarnobrzeżanie dwukrotnie zmniejszali straty do trzech-pięciu punktów. Oni zmienili swoją grę?

- Troszeczkę zmienili obronę, zaczęli przekazywać sobie nas w każdej akcji, a my - choć byliśmy na to przygotowani - mieliśmy problemy z właściwą egzekucją. Z drugiej strony, zawodnicy Siarki tacy jak Jakub Zalewski czy Jakub Patoka trafili kilka szalonych rzutów, w ostatnich sekundach akcji, przez ręce. To były ciężkie próby, ale wpadły, za to należą się im gratulacje i także ze względu na te trafienia emocje towarzyszyły nam do samego końca.

Czy mecz z Siarką był dla was jednym z tych, które trzeba zagrać, wygrać i zapomnieć?

- Ale to nie tylko mecz z Siarką. Każdy mecz jest właśnie taki. Po porażce nie ma co zbyt mocno zastanawiać się nad błędami, a po zwycięstwie nie ma co zbyt długo zachwycać się wynikiem. Po każdym spotkaniu jest kolejny, za tydzień gramy ze Stelmetem Zielona Góra i meczu z Siarką nikt nie będzie już pamiętał.

Jak koszykarz czuje się po takim meczu, jak Anwilu z Siarką? Z jednej strony jest zwycięstwo, ale z drugiej jest i świadomość, że styl pozostawiał wiele do życzenia.

- Koszykarz, ogólnie sportowiec, powinien czuć satysfakcję z każdego zwycięstwa niezależnie od przebiegu meczu. Nigdy nie będzie idealnie, zawsze można się do czegoś przyczepić, a koszykówka to nie piłka nożna, w której można wygrać do zera. Myślę, że obecnej drużynie Anwilu Włocławek nie można odmówić zaangażowania, dalej idą umiejętności i ogółem trzeba się cieszyć z tego, co się ma.

Robert Skibniewski kreuje grę Anwilu Włocławek w tym sezonie
Robert Skibniewski kreuje grę Anwilu Włocławek w tym sezonie

Macie bilans 8-3. W całym poprzednim sezonie włocławianie wygrali łącznie 10 razy.

- No i mamy klasyczną sytuację, w której stereotypowy Polak powie, że mogłoby być jeszcze lepiej, mając na myśli mecze w Słupsku czy Koszalinie. Tymczasem trzeba wziąć pod uwagę, że mogło być też gorzej. Każdy kij ma dwa końce, a szklanka może być do połowy pełna lub pusta, łącząc dwa przysłowia w jedno...

Chciałbym zapytać jeszcze o twoją grę. Zawsze byłeś rozgrywającym, który poza sporą liczbą asyst, oddawał również dużo rzutów w każdym meczu. Tymczasem we Włocławku jesteś człowiekiem głównie do konstruowania gry. To chyba najlepsze określenie, bo też nie do końca jesteś playmakerem ostatniego pytania.

- Wiedziałem, na co się decyduję przychodząc do Włocławka. Trener Igor Milicić często powtarza mi, jak i również Kamilowi Łączyńskiemu, że nie ma dla niego znaczenia to, czy oddamy jeden, dwa czy pięć rzutów w meczu, bo liczy się ostateczny wynik zespołu. I to trzeba uszanować, bo w końcu trener odpowiada za grę drużyny, a my, zawodnicy, jesteśmy wykonawcami jego wizji i filozofii. Ja nie ukrywam, że mecz z Siarką to dla mnie kolejne słabe spotkanie pod względem skuteczności, ale wygrywamy. Jako zespół - wygrywamy i jesteśmy w czołówce ligi. Nie zamierzam więc narzekać. Jakby to teraz wyglądało, gdybym zaczął mówić, że chcę rzucać częściej? Nie o to chodzi. Chcę nadawać na dobrych falach z moimi kolegami, więc statystyki schodzą na dalszy plan.

Tym samym kończymy rozmowę wątkiem o atmosferze w zespole. Jak istotnym czynnikiem jest w obecnym bilansie Anwilu chemia w drużynie?

- Bardzo ważnym! I to jest wielki wysiłek trenerów oraz władz klubu, że ściągnęli do zespołu takich graczy, których charaktery zgadzają się ze sobą i do siebie pasują. To dzięki takiej mentalności zawodnicy wierzą w pomysł trenera, akceptują system gry i nie marudzą z powodu roli, minut czy liczby oddawanych rzutów. Nie rodzą się negatywne emocje, a wręcz przeciwnie. A jeszcze bardziej nakręciły nas pierwsze mecze sezonu, z Rosą czy PGE Turowem, które wygraliśmy po dogrywkach. Wiadomo, zwycięstwa w takich warunkach budują drużynie.

Rozmawiał Michał Fałkowski.

Komentarze (0)