WP SportoweFakty: Po dwóch porażkach w Eurolidze i niespodziewanej przegranej w Tauron Basket Lidze ze Startem Lublin zdeklasowaliście Anwil Włocławek.
Nemanja Djurisić: Tak jak powiedziałeś, kilka ostatnich meczów nie poszło po naszej myśli. Potrzebowaliśmy więc zwycięstwa, które pokaże, że wracamy na właściwe tory i myślę, że właśnie tak można określić mecz z Anwilem. Tak naprawdę to cała nasza energia i koncentracja zostały dobrze spożytkowane we wczorajszym spotkaniu. Skutecznie broniliśmy, łatwo dochodziliśmy do kontr i rzuciliśmy bardzo dużo punktów.
Kluczowa okazała się druga kwarta...
- Jak tylko złapaliśmy rytm i poczuliśmy, że ten ten mecz będzie do nas należał, graliśmy cały czas tak, aby ani na chwilę nie pozwolić rywalowi złapać oddechu.
Obawialiście się trochę tego spotkania ze względu na wcześniejsze porażki?
- Nie ze względu na porażki, ale ze względu na klasę przeciwnika. Anwil to groźny zespół z bardzo niebezpiecznymi zawodnikami. Ostatecznie pokazaliśmy się jednak, że jeśli gramy zespołowo i zachowujemy intensywność w obronie przez całe spotkanie, to nie ma na nas mocnych i jesteśmy w stanie wygrywać wysoko.
Kiedy poczułeś, że losy meczu są już przesądzone?
- Mieliśmy wysoką przewagę przez większą część meczu, ale trener uczula nas zawsze, żebyśmy grać tak, jakby wynik był remisowy. Dlatego byłem skupiony aż do samego końca spotkania. Jesteśmy świadomi, że powinniśmy grać tak samo zorganizowaną i dobrą koszykówkę na początku, jak i na końcu meczu.
Takie podejście bierze się z Euroligi?
- Na pewno ma z nią wiele wspólnego, gdyż w Eurolidze nie możesz po prostu grać inaczej, niż jak od pierwszej do ostatniej minuty na maksimum możliwości. Poza tym, nasi trenerzy kładą nacisk na defensywę o samego początku przygotowań do sezonu. A że skład dobrany jest pod względem charakterologicznym bardzo udanie, to udaje nam się realizować nasze założenia na parkiecie.
Udało wam się ograniczyć Davida Jelinka; także Champ Oguchi nie zaliczy meczu do udanych, gdyż trafił tylko sześć z 20 rzutów.
- Dokładnie. Bardzo mocno koncentrowaliśmy się na grze tej dwójki, bo wiedzieliśmy, że ograniczenie tych zawodników przybliży nas do zwycięstwa. Nie przygotowaliśmy jednak nic specjalnego. Po prostu pomagaliśmy sobie na parkiecie, zacieśnialiśmy plac gry, gdy któryś z tej dwójki miał piłkę w rękach i ruszał do ataku. A więc ponownie - kluczem jest zespołowa defensywa.
Spodziewałeś tak dobrego meczu zarówno w ataku, jak i obronie?
- Szczerze mówiąc - tak. Liczyłem, że po serii porażek uda nam się zagrać zdecydowanie lepiej. Może to brzmi nieco przesadnie, ale od początku meczu czułem, że to będzie niezłe spotkanie do oglądania dla naszych fanów.
Wygrana różnicą 27 punktów nad czołowym zespołem w kraju nie zdarza się często. Stelmet może grać jeszcze lepiej?
- Oczywiście. Zawsze jest coś do poprawy.
Wróciłeś do gry po kontuzji. Na 100 procent gotowy do rywalizacji?
- Tak. Jestem znowu w formie i tylko muszę dostosować się do gry w masce.
To przeszkadza?
- Nie, jest to dla mnie po prostu coś nowego.
Rozmawiał Michał Fałkowski