[b]
WP SportoweFakty: Takie mecze, jak ten w Sopocie, chyba dobitnie pokazują, że PGE Turów Zgorzelec w tym sezonie jest drużyną z charakterem. Jak pan na to patrzy?[/b]
Piotr Ignatowicz: Zgadza się. Warto zwrócić uwagę na fakt, że praktycznie wszystkie mecze rozgrywamy w końcówkach. Wygrywamy bądź przegrywamy minimalną różnicą punktów. Nie ma co ukrywać, że ten sezon jest dla nas trudny. Widać to chociażby po minutach danych zawodników. W meczu z Treflem znów mocno wyeksploatowałem podstawowych graczy, ale dla nas każde spotkanie jest bardzo ważne.
Jeżeli nie chcemy utracić dystansu do grupy pościgowej, która będzie walczyła do samego końca o play-offy, to musimy wygrywać takie spotkania. Nie było żadnych kalkulacji. Rzuciliśmy wszystko co najlepsze.
Mówi pan, że wszystkie mecze macie na styku, ale prawdą jest, że prawie każdy trener w lidze mógłby powiedzieć to samo. Tauron Basket Lidze w tym sezonie jest chyba strasznie wyrównana?
- To prawda, dlatego każde spotkanie jest bardzo ważne. Nie możemy sobie pozwalać na tracenie punktów, jeśli marzymy o play-offach. Trzeba wygrywać mecze na wyjeździe. Nam ostatnio to się udaje. Pokonaliśmy Polpharmę Starogard Gdański, a w sobotę Trefla Sopot.
Brak podstawowego środkowego, kontuzje Tatuma i Gospodarka - ostatnie tygodnie nie są dla pana łatwe.
- To prawda. Szczególnie brakuje nam wysokiego zawodnika, który poszerzyłby naszą rotację. Nasza gra wyglądałby lepiej. Wierzę, że na dniach uda się sfinalizować transfer, a do tego do zdrowia wrócą Tatum i Gospodarek.
Starczy sił Filipowi Dylewiczowi, który w tym sezonie sporo minut przebywa na parkiecie.
- Oczywiście, że tak. Filip wygląda bardzo dobrze, ale nie ukrywam, że chcielibyśmy go nieco odciążyć. Wszystko zależy od zawodnika, który przyjechałby na pozycje numer pięć. Mocno Filipa eksploatujemy, ale mimo wszystko nasz kapitan świetnie sobie radzi. Staramy się w niektórych sytuacjach mu pomagać, ponieważ on na to zasługuje. To najbardziej utytułowany polski zawodnik w lidze. Cieszy mnie to, że jego statystyki są na znakomitym poziomie.
W meczu z Treflem Sopot uratował was gracz drugiego planu, czyli Jovan Novak, bo to on trafił kluczową trójkę w czwartej kwarcie.
- Jego trójka była bardzo ważna. Dała nam drugie życie. Nie będę ukrywał, że trochę ukradliśmy Treflowi wygraną w tym meczu. W dogrywce to już była typowa wymiana znokautowanych bokserów, którzy resztkami sił próbują jeszcze wyprowadzać ciosy. Cieszymy się, że udało nam się przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść.
W ostatnim czasie w grze zespołu chyba można dostrzec znaczący progres?
- Zgodzę się, ale niestety w pierwszej połowie meczu z Treflem Sopot znów wróciły nasze stare demony. Mieliśmy ogromne problemy na deskach. Trefl w całym meczu miał od nas ponad 10 zbiórek więcej.
Z drugiej strony, kim macie atakować strefę podkoszową?
- Mamy dwóch młodych zawodników, ale staramy się ich powoli wdrażać do zespołu. Mowa tutaj o Piotrze Niedźwiedzkim i Michale Marku. Czasami bywa tak, że trzyminutowy fragment spotkania może odwrócić bądź przesądzić o losach meczu. Nie mamy takiego komfortu, aby ich swobodnie wypuszczać na parkiet.
[b]Rozmawiał Karol Wasiek
[/b]