Jacek Konsek: Mecz Gwiazd dla gwiazd

Tegoroczne głosowanie na uczestników Meczu Gwiazd przebiegało niezwykle nerwowo. Trwała w nim bowiem zażarta walka o miejsce w wyjściowym składzie Wschodu pomiędzy Kevinem Garnettem a… Yi Jianlianem. Na całe szczęście nie doszło do kuriozalnej sytuacji i jeden z najlepszych podkoszowych ostatniej dekady nieznacznie wygrał z co najwyżej przeciętnie grającym Chińczykiem. Nie rozwiązuje to jednak problemu, który z roku na rok staje się coraz poważniejszy.

W tym artykule dowiesz się o:

Niech Mecz Gwiazd pozostanie świętem koszykówki

Mecz Gwiazd to wielkie przedsięwzięcie, nie tylko sportowe. Miliony widzów przed telewizorami zarywa noce w celu zobaczenia prawdziwej esencji koszykówki, okraszonej efektownymi wsadami, asystami czy blokami. Święto koszykówki w NBA zawsze powinno być ucztą przede wszystkim dla fanów. Każdy przeciętny widz chce oglądać w akcji rozbawionego Shaquille’a O’Neala, który zamiast indywidualnych rekordów i nagród skupia się bardziej na rozweselaniu widowni i efektownych zagraniach. Ważne jest, aby w pamięci pozostały zacięte pojedynki zakończone 2 dogrywkami (2003) a nie jednostronne i nudne widowiska, jak choćby w 2007 roku.

Mecz Gwiazd to impreza w pierwszej kolejności dla sympatyków basketu i przez nich "organizowana". Każdy z nas bowiem może (powinien!) wybrać swoją własną drużynę marzeń, która później będzie występować na parkiecie. Tymczasem tegoroczne głosowanie okazało się wielce kontrowersyjne. Niejaki Yi Jianlian zebrał prawie 2 miliony głosów, omal nie wyprzedzając samego Kevina Garnetta. Uważnie śledząc kolejne zbiorcze wyniki podawane przez organizatorów, modliłem się zaciekle, aby Chińczyk przypadkiem nie znalazł się w pierwszej piątce Konferencji Wschodniej. Nie oszukujmy się, skrzydłowy New Jersey Nets nie jest gwiazdą i nigdy nią nie będzie. Śmiem twierdzić, że nie jest on także odpowiednim zawodnikiem do tego typu spektaklów. Każdy kto widział Jianliana w akcji, wie o czym mowa. Swego czasu Brad Miller oficjalnie przyznał, że nie lubi występować w Meczu Gwiazd i jak się okazało, miał rację. Szkoda, że na podobne stwierdzenie nie zdecydował się Yi, o którym ostatnio było głośno z innego powodu. Otóż istniało (istnieje?) prawdopodobieństwo, że zawodnik Nets jest trzy lata starszy niż się powszechnie sądzi…

Podobnie sytuacja wygląda z Yao Mingiem. Najwyższy koszykarz w NBA może spać spokojnie, ponieważ co roku ma zapewnione grubo ponad 2 miliony głosów od swoich rodaków z Kraju Środka. Co to oznacza? Że przez najbliższą dekadę za każdym razem mierzący 229 cm środkowy będzie wychodził w starting five Zachodu. No chyba, że przeniesie się na Wschód… Aż żal patrzeć jacy zawodnicy znajdują się za Mingiem - Andrew Bynum, Al Jefferson, Andris Biedrins czy Tyson Chandler. Kogo wolelibyście oglądać w Meczu Gwiazd? Ponurego i topornie grającego Minga czy choćby Chandlera, który wraz z Chrisem Paulem kilka razy w tygodniu gości w zestawieniu "Top 10"? Odpowiedź nasuwa się sama…

Podobnych nieporozumień jest jeszcze więcej. Zdumiałem się nieprawdopodobnie, kiedy przy nazwisku Bruce’a Bowena ujrzałem liczbę 1,4 miliona głosów (więcej od Artesta, Anthony’ego, Nowitzkiego i Gasola)! Kto jak kto ale podstarzały obrońca San Antonio Spurs z efektywnością i radością gry nie ma nic wspólnego. Dla niezorientowanych, 37-letni Bowen przez kilkanaście lat swojej kariery wyrobił sobie markę jako najbardziej nieustępliwy obrońca w lidze, który jest zmorą wszystkich graczy o inklinacjach ofensywnych. Należało by jednak powiedzieć, że był zmorą, bowiem od kilku miesięcy coraz częściej grzeje ławę.

Na deser zostawiłem sobie Luke’a Ridnoura. 28-letni rozgrywający z bliżej nieznanych nikomu powodów otrzymał nieco ponad milion głosów i w głosowaniu na obrońców Konferencji Wschodniej wyprzedził między innymi mistrza NBA i specjalistę od "trójek" Ray’a Allena czy choćby notujących najlepsze sezony w karierze - Joe Johnsona, Jameera Nelsona i Jose Calderona. Zupełnym nieporozumieniem jest także ponad 600 tysięcy wskazań dla Gilberta Arenasa, który ostatni raz na parkiecie pojawił się 9 miesięcy temu i od tego czasu zmaga się z poważną kontuzją! Jaki jest sens głosowania na zawodników, którzy borykają się z przewlekłymi urazami i nie występują w rozgrywkach od długich miesięcy? Panie Stern, może warto byłoby zmienić ten absurdalny przepis?

Co należałoby zatem uczynić, aby mecz gwiazd rzeczywiście był Meczem Gwiazd? Wydaje się, że rozsądnym krokiem byłoby ograniczenie możliwości wybierania zawodników przez fanów. Jedna z najczęstszych propozycji mówi o tym, żeby kibice mieli prawo ingerencji tylko w 1/3 składu. Bo przecież nie jest normalnym fakt, kiedy dwóch Chińczyków otrzymuje w sumie 4 miliony wskazań! Pozostały głos należałby do ekspertów, dziennikarzy, trenerów czy nawet samych zawodników. W chwili obecnej szkoleniowcy mają wpływ jedynie na zmienników, którzy często ratują pokrzywdzonych w głosowaniu zawodników. Należałoby jednak zastanowić się nad rozszerzeniem kompetencji innych podmiotów w celu uniknięcie podobnych sytuacji w kolejnych latach. Dobrze, że w tegorocznym głosowaniu nie znalazł się rozgrywający Los Angeles Lakers Sun Yue, nazywany (o zgrozo!) "chińskim Magicem Johnsonem". Znając życie jakiś skromny milion głosów mógłby spokojnie otrzymać od swoich rodaków…

Trenerzy naprawili błędy

Na całe szczęście czwartkowa noc pozwoliła odetchnąć z ulgą. Wtedy to trenerzy wskazali zawodników rezerwowych, wśród których nie znaleźliśmy kwiatków w postaci Jianliana, Bowena czy Ridnoura. Na Wschodzie mamy przede wszystkim Danny’ego Grangera i Devina Harrisa. Obaj zawodnicy notują najlepsze sezony w swoich karierach i udział w Meczu Gwiazd należał im się bardziej niż komukolwiek. Mamy również dwóch kolegów Marcina Gortata z Orlando Magic - Jameera Nelsona i Rasharda Lewisa. Trochę szkoda, że zabrakło miejsca dla Rajona Rondo, Ray’a Allena, Vince’a Cartera czy choćby Davida Lee.

Dużo więcej niespodzianek można wskazać w składzie Zachodu. Bardzo liczyłem, że trenerzy zauważą niezwykły postęp jaki dokonał Al Jefferson, środkowy Minnesoty Timberwolves. 24-letni center notuje średnio 22,7 punktu i 10,5 zbiórki, lecz Mecz Gwiazd zobaczy jedynie w telewizji. Perspektywy także ma nieciekawe - za każdym razem dużo więcej głosów będą otrzymywać Ming i O’Neal. Na całe szczęście dla Jeffersona, Wielki Kaktus powoli kończy swoją karierę. Jeszcze większym zaskoczeniem jest brak Carmelo Anthony’ego, Derona Williamsa czy Steve’a Nasha. No ale na to można już przymknąć oko. Grunt, że nie będziemy musieli oglądać Bowena, Jianliana czy Ridnoura.

Źródło artykułu: