Koszykarze Energi Czarnych Słupsk prowadzili przez pierwsze 20 minut meczu w Zgorzelcu i wydawało się, że po zmianie stron postawią "kropkę nad i". Zawodnicy z Pomorza wygrywali 46:38, a trzecią kwartę rozpoczęli od punktów Cheikha Mbodja.
Tymczasem po przerwie obraz gry zmienił się niczym jak w kalejdoskopie. PGE Turów Zgorzelec jeszcze przed czwartą odsłoną doprowadził do remisu, a w kluczowej fazie spotkania ani na chwilę nie pozwolił przejąć gościom inicjatywy. Ostatecznie rzutem na wagę zwycięstwa zgorzelczan popisał się Jovan Novak.
- Największym naszym problemem była brak energii. Tego zdecydowanie brakowało w naszej grze, żeby rywalizować z PGE Turowem. Mieliśmy również kłopoty ze zbiórkami, no i nie potrafiliśmy zatrzymać naszych rywali w obronie. Turów bardzo łatwo rozbijał naszą defensywę i rzucał z linii osobistych aż 19 razy więcej, niż my. Po prostu nie mogliśmy twardo bronić, tylko patrzyliśmy jak piłka po ich rzutach wpada do kosza - tłumaczył po zakończeniu spotkania szkoleniowiec słupskiego zespołu, Donaldas Kairys.
Po porażce, Energa Czarni legitymują się bilansem 12:5 i tym samym zajmują 5. miejsce w Tauron Basket Lidze. Dzięki ósmemu zwycięstwu w sezonie, koszykarze ze Zgorzelca przesunęli się o dwie lokaty (8:9), ale nadal są poza play-off, na 10. pozycji w ekstraklasie.
Zdaniem trenera Kairysa, różnica w tabeli między obydwoma zespołami jest większa, niż rzeczywisty potencjał ekip.
- Nie zagraliśmy naszej najlepszej koszykówki i zdecydowanie powinniśmy zagrać lepiej. Przygotowywałem mój zespół na walkę z PGE Turowem ponieważ wiedziałem, że powinniśmy mieć szacunek do tego zespołu. Wiadomo gdzie w tabeli jest PGE Turów, ale moim zdaniem ta pozycja nie jest wiarygodna, ona nie odzwierciedla jakości zespołu. Dlatego - szacunek mieliśmy, ale jednak zabrakło agresywności - stwierdził trener Energi Czarnych.
- Nie powinniśmy zagrać w ten sposób. Powinniśmy bardziej trzymać się planu na ten mecz, a już w trakcie spotkania dokonywać zmian w naszej grze. Niestety tego zabrakło. Powinniśmy po prostu wyjść na parkiet i zrobić to, co do nas należy. Niestety nie zrobiliśmy - zgodził się z trenerem Amerykanin Justin Jackson, autor 15 punktów i 12 zbiórek.