WP SportoweFakty: Nie spodziewał się pan chyba takiego debiutu? Szczególnie, że wszyscy twierdzili, iż AZS AWF Mickiewicz Romus Katowice przeciwko któremu graliście to zespół niżej notowany i będzie łatwo.
Krzysztof Koziorowicz: Dlatego sport jest zawsze nieprzewidywalny. Wcale nie można powiedzieć, że każdy mecz jest taki sam. W związku z tym, że wygrało się w Katowicach to nie oznacza, że tak musi być też w Stargardzie.
Jaką ma pan opinię o sobotnim meczu przegranym przez Spójnię 79:85?
- Widać wyraźnie, że zespół jest w "dole". Trudno się podnieść. Były fajne momenty. Zagraliśmy w sumie, jeżeli chodzi o ofensywę, naprawdę dobre zawody. Mieliśmy dobrą skuteczność, 40 zbiórek a jednak przegraliśmy. Przeciwnik zagrał na wysokiej skuteczności, ale trzeba uczciwie powiedzieć, że to my po prostu gramy słabo w obronie.
Ile treningów odbył pan z zespołem?
- Na jednym się przyglądałem a drugi wspólnie poprowadziłem z Wiktorem Grudzińskim i Andrzejem Molendą.
Mógł już pan w tym czasie ocenić potencjał, jakim dysponuje Spójnia?
- Część graczy znam, ale sprzed lat. Wszystko się jednak zmienia, dlatego potrzebuję trochę czasu żeby indywidualnie każdego umieć ocenić. Ważne są nie tylko umiejętności sportowe, ale także cechy osobowościowe.
Jak to się stało, że w czasie sezonu trafił pan do zespołu z Pomorza Zachodniego?
- Zdecydowały dwie sytuacje. Jedna to moje osobiste sprawy. To zdeterminowało podjęcie decyzji o powrocie do Stargardu. Z przyjemnością podjąłem propozycję Klubu Sportowego Spójnia.
Prowadził pan w tym sezonie kobiecą ekipę JTC Pomarańczarnia MUKS Poznań. Byli tam rozczarowani faktem, że pan odchodzi?
- Na pewno trochę tak. Myślę, że przyjęto to ze zrozumieniem. Sport jest ważny, ale pewne sprawy osobiste czasem są nadrzędne.
To prawda, że jeszcze w czwartek rano prowadził pan trening z koszykarkami?
- Tak. W czwartek pożegnałem się z zespołem.
Wiąże pan przyszłość ze Spójnią? Prezes Tadeusz Gutowski w rozmowie z naszym portalem zdradził, że ma pan także pozostać trenerem drużyny w kolejnym sezonie.
- Spędziłem tutaj 22 lata, jako zawodnik. Praktycznie przez cały czas grałem w Spójni poza rocznym pobytem w Pogoni Szczecin. Sporo czasu także, w roli trenera. Marzy mi się, żeby Spójnia zaistniała i grała dobrze w basket. Lepiej na pewno zaczynać od zwycięstwa, ponieważ inaczej to się przyjmuje. Jednocześnie porażka tych, którzy mają charakter determinuje i motywuje do roboty.
Już przed trwającym sezonem mógł pan trafić do Spójni. Wtedy jednak wybór padł na zespół z Tauron Basket Ligi Kobiet. Z perspektywy czasu nie żałuje trener tej decyzji?
- Trwały rozmowy, ale nie podjąłem wtedy decyzji o pozostaniu. Tak w życiu bywa. Wybiera się pracę, gdzie czuje się, że coś odpowiada. Tu również mi odpowiada, ale chciałem jeszcze spowodować w kolejnym środowisku w żeńskim baskecie osiągnięcie wyniku choćby na miarę klubu z Polkowic.
Niestety nie udało się. Duży wpływ miała na to chyba sytuacja finansowa oraz kłopoty kadrowe, czyli kontuzje w zespole.
- Byliśmy najskromniejszym zespołem, jeżeli chodzi o możliwości budżetowe. Mimo tylko czterech miesięcy, które razem spędziliśmy z wielkim sentymentem i przyjemnością będę wspominał pracę z tą młodzieżą oraz wspaniałymi ludźmi działającymi wokół klubu z Poznania. Wielki szacunek dla tych dziewczyn, które zawsze ambitnie walczyły i grały na miarę możliwości.
Zobacz wideo: Bibrzycka kończy karierę, a następczyń brak. "Nie mamy talentów"
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.