Rosa miała bardzo duże problemy w pierwszej połowie spotkania z PGE Turowem. Przy zejściu do szatni przegrywała 34:42, choć w pewnym momencie drugiej kwarty prowadzenie wicemistrzów Polski wynosiło już 21 punktów. Gospodarze oddawali mnóstwo prób z dystansu, ale większość z nich nie mogła znaleźć drogi do kosza. Ostatecznie zanotowali efektywność na poziomie 40,5 proc. z gry, w tym 27,5 proc. (11/40) zza linii 6,75 m.
- To był zdecydowanie trudny mecz. Spudłowaliśmy wiele rzutów z otwartych pozycji - przyznał po ostatniej syrenie C.J. Harris. Amerykanin spędził na parkiecie nieco ponad 25 minut, w trakcie których zdobył 9 "oczek", osiągając skuteczność 4/12. Nie wykorzystał ani jednej z pięciu "trójek". Ponadto miał 3 zbiórki.
Jeszcze przed zejściem do szatni podopieczni Wojciecha Kamińskiego zaczęli jednak odrabiać straty. W drugiej połowie zdecydowanie podkręcili tempo, zmienili też taktykę, przeprowadzając zdecydowanie więcej penetracji. Nie pozwalali już na zbyt wiele wyraźnie słabnącym i mającym problemy z rotacją zgorzelczanom. - Wykonaliśmy kapitalną pracę w defensywie. Ten element pozwolił nam wygrać spotkanie - zwrócił uwagę Harris.
Skąd wzięła się tak słaba dyspozycja rzutowa radomian? - Czasami tak się zdarza, że piłka nie wpada do kosza, mimo iż bardzo byś chciał. Musimy po prostu więcej trenować, a wtedy, mam nadzieję, rzuty będą częściej wpadały - odpowiedział 24-letni snajper.