[tag=16900]
Uros Mirkovic[/tag] na parkiecie w poniedziałek przebywał 28 minut. W tym czasie zawodnik zdobył zaledwie cztery punkty, trafiając dwa z 12 rzutów z gry! Tak słabego spotkania serbski podkoszowy dawno nie rozegrał.
- To jeden z gorszych meczów w mojej karierze. Nie pamiętam, abym miał kiedyś tak słabą skuteczność. Byłem na czystych pozycjach, ale piłka tego dnia nie chciała mnie słuchać - przyznaje zawodnik Kociewskich Diabłów, który poniedziałkową porażkę bierze na siebie.
- Jestem bardzo zły na siebie. Nie ukrywam, że w każdym meczu patrzę, co robię źle i co mógłbym poprawić. Jestem winny tej porażki. Biorę ją na siebie - tłumaczy Mirković.
Kociewskie Diabły na pięć minut przed końcem meczu po trzypunktowym rzucie Marcina Fliegera prowadziły w Hali Stulecia z Treflem Sopot 60:51. Wszystko wskazywało na to, że gracze Mindaugasa Budzinauskasa zapiszą sobie kolejną wygraną w tym sezonie.
Od tego momentu goście jednak nie poszerzyli swojego konta punktowego, tracąc z kolei 15.
- 60 punktów zdobytych to nie jest najlepszy wynik. Zawiodła nasza skuteczność - komentuje Mirković.
- Mieliśmy kontrolę nad tym meczem, ale w końcowych momentach totalnie się pogubiliśmy. Zawiodła gra w ataku. Uważam, że trochę za dużo indywidualnych prób podjęliśmy. W ten sposób trudno jest wygrywać. Gdy graliśmy zespołowo, to Trefl miał z nami spore problemy - wyjaśnia zawodnik.