W sobotni wieczór Legia pokonała ACK UTH Rosę 87:78, odnosząc trzecie, w tym drugie przed własną publicznością, zwycięstwo z rzędu. Wygrana nie przyszła jednak gospodarzom łatwo - po pierwszej połowie przegrywali 41:49, będąc zespołem gorszym od przyjezdnych.
- Za słabo weszliśmy w ten mecz w obronie i to pozwoliło "rozkręcić się" rywalom. Oddali kilka łatwych rzutów i to ich napędziło - przyznał po ostatniej syrenie Adam Linowski. Okazało się, że męska rozmowa pomogła Legionistom poprawić grę. - Kilka ostrych słów w szatni i wyszliśmy agresywnie po przerwie - zdradził podkoszowy.
Podobnie jak we wcześniejszym starciu z GTK Gliwice, tak i w minioną sobotę podopieczni Piotra Bakuna musieli "gonić" przeciwnika. Co jest tego przyczyną? - Wynika to z tego, że za bardzo kalkulujemy, za bardzo skupiamy się na przeciwniku, na tym, jak agresywnie można zagrać i na co pozwolą sędziowie, zamiast na sobie - podkreślił 28-latek.
Doświadczony zawodnik nie omieszkał powiedzieć kilka ciepłych słów pod adresem radomian. - Młody zespół, bardzo agresywny i szybki. Baliśmy się na początku, że nas "zabiegają" - nie ukrywał. - Najważniejsze, że potrafiliśmy ich przełamać, zatrzymać twardą obroną i szybkimi, efektownymi akcjami odrobić te straty - zaznaczył.
Po raz kolejny stołeczni pokazują więc dużą siłę mentalną i to, że żadna strata punktowa nie jest im straszna. Potrafią bowiem zniwelować różnicę i przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę. - To może być naszą przewagą w play-offach w walce z tymi najlepszymi zespołami - zauważył Linowski, który w sobotni wieczór spędził na parkiecie 22 minuty, w trakcie których zdobył siedem punktów przy skuteczności 3/6 z gry. Ponadto miał dwie zbiórki i trzy asysty.