Patryk Przyborowski był w meczu 26. kolejki I ligi trudny do zatrzymania. Trafił 10/16 rzutów. Zdobył 22 punkty. Dołożył także siedem zbiórek, w tym sześć na atakowanej tablicy. Wszystkie powyższe osiągnięcia były najlepszymi w sezonie dla zawodnika Znicza Basket Pruszków. Na pokonanie wyżej notowanego rywala okazało się to jednak niewystarczające.
- Przy takim wyniku to nie smakuje zbyt dobrze. Fajnie, bo w końcu poczułem trochę krwi i zdobyłem parę punktów z rzędu, ale wolałbym żebyśmy zwyciężyli, bo bardzo nam tego brakuje - powiedział Patryk Przyborowski, który pochwalił także Spójnię Stargard. Dostrzegł również pozytyw w postawie swojej ekipy.
- Podnieść się po dziewięciu porażkach z rzędu, to jest nie lada wyczyn. Jeżeli chodzi o nas, to cieszę się tylko z tego, że naprawdę walczyliśmy w tym meczu, bo ostatnio tego zabrakło. W sobotę cała drużyna była ze sobą. Graliśmy, jak prawdziwy zespół - stwierdził najskuteczniejszy koszykarz teamu z Pruszkowa.
Dlaczego więc przyjezdni nie wygrali? Przede wszystkim nie zatrzymali oni kapitana i lidera miejscowych. - Popełniliśmy za dużo błędów. Łukasz Pacocha znowu pokazał, że to klasowy zawodnik i to od wielu lat tę klasę trzyma. To nie przypadek, że rzucił tyle punktów. Szkoda, bo kolejny mecz przegraliśmy. Musimy się skupić na następnym spotkaniu i poprawić swoją grę - tłumaczył Patryk Przyborowski, który przed obecnym sezonem zamienił Zagłębie Sosnowiec na Znicz Basket Pruszków.