Jose Calderon: Pomyślałem, że nie mamy nic do stracenia

AFP / Christian Petersen
AFP / Christian Petersen

Jose Calderon został bohaterem w ostatnim pojedynku pomiędzy New York Knicks, a Los Angeles Lakers. Jego celny rzut za trzy punkty na 0,2 sekundy przed końcem meczu przesądził o zwycięstwie drużyny Kurta Rambisa.

Patrząc na ostatnią akcję pojedynku tych dwóch zespołów, łatwo można zauważyć, że New York Knicks nie rozegrali jej tak, jak było to zaplanowane. Bohater spotkania potwierdził, że zespół musiał nieco improwizować, gdyż obrona Lakers pokrzyżowała ich pierwotne plany.

- Chcieliśmy, żeby piłka dotarła do Carmelo Anthony’ego. Wiedzieliśmy, że nie możemy już wziąć przerwy na żądanie, a Lakers zrobili kawał dobrej roboty w odcinaniu Melo od podania. Miałem piłkę w rękach, spojrzałem na zegar, wynik był remisowy, więc pomyślałem, że co mi szkodzi? Nie przegramy już tego meczu, a możemy go wygrać - powiedział Jose.

Również dla Hiszpana był to wyjątkowy mecz ze względu na ostatnią możliwość rywalizacji z Kobem Bryantem. Ci zawodnicy nie grali przeciwko sobie tylko w NBA, ale również kilkakrotnie na igrzyskach olimpijskich. USA oraz Hiszpania to od lat czołówka światowej koszykówki, zespoły które przed każdym turniejem są wymieniane jako główni kandydaci do walki w finale.

- To dla wszystkich zawodników było wyjątkowe przeżycie. Rozegrać tak emocjonujący mecz i to w dodatku w miejscu, które w tym sezonie jest specjalne pod wieloma względami. Głównie jednak chodzi o Kobego, to jest ostatnie rozgrywki, a dla mnie to błogosławieństwo, że mogłem być tego wszystkiego częścią. Po meczu rozmawialiśmy o wielu rzeczach, graliśmy razem przez 11 lat, a ja rozpoczynałem swoją karierę w NBA w sezonie, w którym on rzucił 81 punktów w meczu z Raptors. To znakomity człowiek i będę go wspierał we wszystkim, co zdecyduje się dalej robić - dodał Calderon.

Komentarze (1)
avatar
Pruchin
15.03.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Piękne słowa Calderona , które pokazują jaki szacunek mają przeciwnicy. Jedno Panie się nie zgadza to nie Lakers , a właśnie dziadek bronił jak LEW! Melo!