W poniedziałkowym spotkaniu w Starogardzie Gdańskim od początku dominowali przyjezdni, którzy przede wszystkim grali świetnie w defensywie. Kociewskie Diabły starały się dotrzymywać kroku rywalowi z Kujaw, lecz nie potrafiły przebić się przez szczelną obronę gości. Podopieczni Igora Milicica bardzo szybko zapewnili sobie ponad 10-punktową przewagę, którą później pozostało już im tylko kontrolować. Fani spoglądali także na bezpośrednie starcie dwóch braci Łukasza i Bartosza Diduszko. Na Kociewiu triumfował ten drugi, ale starszy z nich nie może mieć sobie nic do zarzucenia. Skrzydłowy Polpharmy był jednym z najlepszych koszykarzy gospodarzy, zanotował 8 punktów i 16 zbiórek, imponując ogromną ambicją i walecznością.
- Anwil to zespół topowy, skrzętnie wykorzystał każdy nasz błąd, trafiali kiedy mieli trafiać - komentował Łukasz Diduszko.
W szeregach zespołu Mindaugasa Budzinauskasa zawiodła także skuteczność. Dobrze pilnowany był Michael Hicks, w 1.połowie nieźle prezentował się Johnny Dee, ale ostatecznie musiał przedwcześnie opuścić parkiet z powodu fauli. Po sensacyjnym ograniu Polskiego Cukru Toruń, tym razem biało-niebieskim zabrakło argumentów ku temu, aby znów zaskoczyć kolejną, wyżej notowaną drużynę.
- My nawet nie mogliśmy rzucić z otwartej pozycji - martwił się skrzydłowy Farmaceutów. - Wydaje mi się, że gdybyśmy poprawili skuteczność, to bylibyśmy cały czas w grze i może mogliśmy nawet ten mecz wygrać, ale trudno. Mieliśmy za to przewagę zbiórek i to widać, jak bardzo nam zależało nam na zwycięstwie, podtrzymaniu passy wygranych meczów u siebie w domu - podsumował.