Kamil Sadowski: Trzeba czasami zaryzykować. Nie mam za dużo do stracenia

WP SportoweFakty
WP SportoweFakty

24-letni Kamil Sadowski poprowadzi drużynę AZS-u Koszalin w siedmiu ostatnich meczach obecnego sezonu. - Trudne zadanie przede mną. Dziękuję bardzo działaczom za zaufanie. Wierzę w powodzenie tej misji - mówi nowy szkoleniowiec Akademików.

[b]

WP SportoweFakty: Przeszedłeś do historii Polskiej Ligi Koszykówki.[/b]

Kamil Sadowski: Tak się składa, że wiekiem przebiłem Wojciecha Zeidlera, który obejmował zespół mając 26 lat. Ja mam niespełna 25. Fajna historia, cieszę się, że tak się stało. Trudne zadanie przede mną. Dziękuję bardzo działaczom za zaufanie. Wierzę w powodzenie tej misji.

Czy prawdą jest, że miałeś duże wątpliwości przy obejmowaniu drużyny? Plotki mówią, że nieco przestraszyłeś się odpowiedzialności i początkowo nie chciałeś się zgodzić.

- Te informacje nie są prawdziwe. W momencie kiedy przyszło zapytanie ze strony klubu to od razu powiedziałem, że jeśli AZS we mnie wierzy, to ja nie mam żadnych obaw. Uważam, że trzeba czasami zaryzykować. Nie mam za dużo do stracenia.

Z tego co można usłyszeć, to twoją kandydaturę poparła drużyna.

- Nie wiem, jakie było zdanie drużyny. Mogę jedynie powiedzieć, że czuję duże wsparcie z ich strony. Na treningach współpraca wygląda obiecująco. Nie ma co ukrywać, że jestem młodszy od większości zawodników, co sprawia, że nie mogę zdobyć autorytetu u nich robiąc dziwne ruchy. Muszę dotrzeć do nich swoją wiedzą koszykarską i tak też robię.

Jak wygląda współpraca na co dzień? Nie masz żadnych problemów z zawodnikami?

- Do tej pory nie mam żadnych problemów. Nie jest to łatwa sytuacja dla mnie, ale mam wsparcie zawodników. Przede wszystkim w osobie kapitana drużyny - Artura Mielczarka, A.J. Waltona, z którym współpracowałem przez dwa lata w Gdyni.

Zespół AZS-u ma nowego trenera
Zespół AZS-u ma nowego trenera

Jak wyglądało pierwsze spotkanie z drużyną? Co powiedziałeś zawodnikom podczas premierowej rozmowy jako główny szkoleniowiec?

- Od początku sezonu przybrałem taką strategię działania, że jestem bardziej z trenerem niż z zawodnikami. Przez dwa lata w Gdyni nieco inaczej pracowałem. Tam byłem jakby "trzecim" trenerem, za Davidem Dedkiem i Romanem Tymańskim. Byłem zżyty z graczami, pracowałem z nimi na co dzień. Tutaj przyjąłem rolę pomocnika Davida Dedka. Skupiałem się także na scoutingu.

Uważam, że zawodnicy dokładnie widzieli, jak pracowałem i jakich wskazówek udzielałem. Przez to gracze zaakceptowali moją osobę. Jak wyglądało pierwsze spotkanie? Powiedziałem kilka słów. Nie rozwodziłem się. Nie było wielkiej przemowy. Dokładnie zasygnalizowałem, czego oczekuję. Powiedziałem, że przez cały sezon bardzo dużo rozmawialiśmy - czas na granie w koszykówkę i czerpanie z niej przyjemności.

Tego ostatnio nie było. Postawa AZS-u była daleka od ideału...

- Sytuacja jest prosta. Jak się wygrywa, to wszyscy są zadowoleni. Jak się przegrywa, to szuka się wymówek i różnych problemów. Widać było, że coś nie gra w naszej drużynie. Nałożyło się kilka różnych rzeczy i to nie współgrało.

A.J. Walton mówi, że David Dedek się zmienił i ta współpraca wyglądała nieco inaczej niż za czasów Asseco Gdynia. Też to odczułeś?

- Uważam, że współpraca była podobna, ale trzeba zdać sobie sprawę, że inaczej pracuje się w Gdyni, inaczej w Koszalinie. Nie chcę oceniać, czy trener Dedek się zmienił, czy też nie. To dobry szkoleniowiec i cieszę się, że mogłem z nim współpracować. Może nasze drogi jeszcze kiedyś się spotkają?

Dużo zmian możemy się spodziewać w spotkaniu z MKS-em Dąbrowa Górnicza?

- Nie chcę za dużo zmieniać. Na treningach starałem się szukać odpowiedniego rozwiązania dla naszego zespołu. Ten mecz z MKS-em wizualizuję sobie już w głowie. Mam pewien plan, ale ja będę robił zmiany w zależności od rywala.

Rozmawiał Karol Wasiek

Komentarze (0)