W połowie trzeciej kwarty koszalińscy Akademicy po trzypunktowym rzucie Artura Mielczarka prowadzili już 53:41. Wydawało się, że podopieczni Kamila Sadowskiego spokojnie dowiozą przewagę do samego końca. Tak się jednak nie stało.
Do głosu doszła ambitnie grająca "Stalówka", która stopniowo zaczęła odrabiać straty. Gospodarzom nawet udało się wyjść na prowadzenie (70:69), ale później więcej opanowania zachowali koszalinianie, którzy triumfowali 79:77.
Dużo kontrowersji wywołała ostatnia akcja podopiecznych Zorana Sretenovicia. Piłka powędrowała w ręce Christo Nikołowa, który pewnie minął Adama Pechacka, wszedł pod kosz i był niepilnowany przez żadnego obrońcę AZS-u.
Wtedy zdecydował się jednak odegrać piłkę do ustawionego na obwodzie Tomasza Ochońki. Ten minimalnie chybił rzut z dystansu i zespół z Ostrowa Wielkopolskiego musiał pożegnać się z wygraną. A celny rzut spod kosza Nikołowa dałby "Stalówce" co najmniej remis...
- Jedną decyzją, jednym rzutem i akcją meczu się nie przegrywa - przyznaje Tomasz Ochońko.
Co w takim razie zadecydowało o porażce zespołu BM Slam Stali Ostrów Wielkopolski, który już na dobre pożegnał się z play-offami?
- Myślę, że spotkanie przegraliśmy już znacznie wcześniej. Wówczas nie trafialiśmy rzutów wolnych, popełniliśmy kilka prostych strat. To spowodowało, że przegraliśmy pojedynek, a nie jeden rzut w samej końcówce - uważa zawodnik "Stalówki".