Do spotkania w Zgorzelcu zarówno Kociewskie Diabły jak i PGE Turów przystąpiły mocno osłabione. W szeregach gospodarzy zabrakło Jakuba Karolaka i Filipa Dylewicza. U przyjezdnych nie było ważnego ogniwa Damiena Kinlocha i trener Mindaugas Budzinauskas znów musiał radzić sobie z bardzo wąską rotacją swojej drużyny.
Nie przeszkodziło to jednak biało-niebieskim w odniesieniu dziewiątego zwycięstwa w TBL. Koszykarze ze Starogardu Gdańskiego praktycznie przez cały pojedynek dominowali nad wyżej notowanym rywalem, lecz po raz kolejny dopuścili do nerwowej końcówki.
- Myślę, że po raz kolejny pokazaliśmy charakter, że nie poddajemy się i walczymy do końca - mówi Marcin Flieger, który w sobotni wieczór zanotował 18 punktów. - Właściwie przez cały mecz kontrolowaliśmy grę, byliśmy kilka punktów do przodu, ale nie ustrzegliśmy się też błędów - zauważa kapitan Polpharmy.
W takich sytuacjach "tajną bronią" Kociewskich Diabłów jest Johnny Dee. Filigranowy Amerykanin już po raz drugi w rozgrywkach zapewnił swojej ekipie punktowe zwycięstwo rzutem za trzy punkty trafionym w ostatnich sekundach.
W zespole przyjezdnych należy wyróżnić także już tradycyjnie Michaela Hicksa, a także Łukasza Diduszko i Urosa Mirkovica. Kibice Farmaceutów mogą być dumni z tego, jak ich ulubieńcy kończą zmagania i zastanawiać się, jak niewiele zabrakło do tego, aby gracze Mindaugasa Budzinauskasa mogli powalczyć o coś więcej w Tauron Basket Lidze.
- Znowu pozwoliliśmy zrobić w końcówce wyrównany mecz - przyznaje Flieger. - Mamy jednak zawodników, którzy pozwolą przechylić szalę zwycięstwo na naszą korzyść. Cenne jest to zwycięstwo, bo Turów w ostatnim czasie zaczął grać dużo lepiej niż na początku sezonu - zakończył.