Piotr Ignatowicz: Gdyby nie ten przepis, to wygralibyśmy z Polpharmą

WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski
WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski

W związku z mocno zawężoną rotacją w pojedynku z Polpharmą w ramach 26. kolejki TBL, trenerowi PGE Turowa Piotrowi Ignatowiczowi, mocno dał się we znaki przepis o konieczności przebywania dwóch Polaków na parkiecie.

Trenerowi Piotrowi Ignatowiczowi nie było łatwo rotować polskim składem w pojedynku z Polpharmą Starogard Gdański. Z gry wyłączeni byli bowiem zarówno Jakub Karolak, jak i Filip Dylewicz. Pierwszy z nich jest chory na anginę, a popularnego Dyla dopadło zatrucie pokarmowe. I to właśnie brak doświadczonego silnego skrzydłowego był widoczny najbardziej. 36-latek jest w bieżącym sezonie absolutnym liderem zespołu z przygranicznego miasta. W każdym spotkaniu zapisuje na swoim koncie przeciętnie 13,4 pkt, 7,5 zbiórki oraz 2,6 asysty. W dalszym ciągu z gry wyłączony jest ponadto Tomasz Prostak, który w styczniu bieżącego roku doznał pęknięcia trzech kości w prawej dłoni.

Tak zawężona rotacji wymusiła w ekipie aktualnych wicemistrzów Polski szereg zmian. Od pierwszych minut grą zgorzelczan kierował m.in. niedoświadczony 24-letni Michael Gospodarek.

- Nasza sytuacja kadrowa spowodowała, że to Michael, który ostatnio nie grał za dużo, musiał wyjść na parkiet i pełnić rolę pierwszej jedynki. Nie jest to łatwa pozycja i miał on problemy z tym aby zadecydować w jaki sposób i na których kolegów kierować zagrywki. Mamy około 30 systemów w ataku i jeżeli ktoś nie rozgrywa automatycznie, to mogą one stwarzać problemy - komentował trener Piotr Ignatowicz.

Brak czołowych Polaków odbił się negatywnie na postawie całego zespołu. To niżej notowana Polpharama utrzymywała się na prowadzeniu przez blisko 36 minut.

- W naszą ofensywę wkradła się nerwowość i brak płynności. Chcieliśmy grać zbyt wolno i oszczędzać energię na cały mecz. Nie przyniosło to dobrego efektu ponieważ to nie był tak naprawdę nasz styl. Nasz system polega na szybkiej, płynnej grze z kontry. Zdobywamy dużo punktów nie dzięki temu, że mamy wybitne indywidualności - oczywiście jest kilku naprawdę bardzo dobrych graczy - ale dlatego, że nasza gra jest dynamiczna, a tutaj tego zabrakło. Graliśmy za wolno - analizował szkoleniowiec PGE Turowa.

W decydujących momentach wspominanego Gospodarka zastąpił Sebastian Szymański, który odbudowuje formę po ponad rocznej przerwie od koszykówki. Aby 24-latek doszedł do optymalnej dyspozycji potrzebuje jednak czasu. W ciągu 21 minut gry zapisał na swoim koncie tylko jeden punkt i asystę.

- Gdy Sebastian przebywał na parkiecie to drużyna miała wskaźnik plus-minus na poziomie plus 20. On nie jest jeszcze w pełni gotowy do tego aby grać, ale wyglądał w tym meczu lepiej niż Michael. Oczywiście, gdybym miał taką możliwość, to w tym momencie dałbym szansę np. Jovanovi Novakowi. Potrzebowaliśmy jednak dwóch polskich zawodników i muszę stwierdzić, że ten przepis nie jest do końca mądry - mówił Ignatowicz, wyjaśniając w kolejnych zdaniach co dokładnie ma na myśli.

- Wiem, że staramy się w ten sposób bronić polskich zawodników, ale wielu trenerów krytykuje ten pomysł. Kluby, trenerzy i prezesi mają przez to związane ręce, a polscy zawodnicy bardzo często wykorzystują tą sytuację na swoją korzyść. W momencie, gdy mamy absencję dwóch graczy, to pojawia się problem. Rozgrywamy teraz najważniejsze dla nas mecze w sezonie i myślę, że gdybyśmy nie byli ograniczeni tymi zasadami, to bez problemów pokonalibyśmy Polpharmę. Więcej minut mógł otrzymać np. Denis Krestinin, który dałby odpocząć Mateuszowi Kostrzewskiemu. Nasza rotacja wyglądały wówczas zupełnie inaczej. Liga powinna iść w innym kierunku jeżeli chce rozwijać młodych zawodników. Są na to inne sposoby, co pokazują niektóre z pozostałych krajów - przedstawiał swój punkt widzenia opiekun zespołu z przygranicznego miasta.

Źródło artykułu: