Piotr Ignatowicz: Siedzimy w fotelu pasażera

- Do samego końca będziemy wierzyć, że zagramy w ćwierćfinale. W tej chwili jesteśmy troszeczkę z boku, ale za chwilę może się okazać, że sytuacja się odwróci - mówi Piotr Ignatowicz, trener PGE Turowa Zgorzelec.

Bartosz Seń
Bartosz Seń
WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski

Koszykarze PGE Turowa Zgorzelec pokonując w ramach 28. kolejki Tauron Basket Ligi Siarkę Tarnobrzeg przedłużyli swoje, już tylko matematyczne, szanse na awans do rundy play-off. W połowie drugiej kwarty zwycięstwo nad zespołem trenera Zbigniewa Pyszniaka nie było jednak tak oczywiste. Od stanu 31:34 dla gości czarno-zieloni rozpoczęli kontrofensywę, zdobywając aż 12 punktów z rzędu.

- Dobrze, że trafialiśmy z wysoką skutecznością. Kilka razy pozwoliliśmy Siarce za łatwo zdobywać punkty. Warto jednak pamiętać, że nie jest to zły zespół. Tarnobrzeżanie potrafili wygrać u siebie z Anwilem czy BM Slam Stalą w takich okolicznościach, o których każdy wie. Potrafią zaskoczyć. Nie mają może szerokiej ławki, ale tych pięciu/sześciu podstawowych graczy całkiem nieźle sobie poczyna. Mowa tu chociażby o Kacprze Młynarskim, który cały czas jest młodym, perspektywicznym zawodnikiem. W Zgorzelcu zagrał naprawdę świetne zawody - analizował Piotr Ignatowicz, trener PGE Turowa Zgorzelec.

Gdy aktualni wicemistrzowie Polski doszli do głosu, to starali się kontrolować przebieg wydarzeń na parkiecie do samego końca. Przewaga gospodarzy rosła z każdą kolejną minutą, osiągając w pewnym momencie pułap 23 punktów.

- Mecz był dość ofensywny. Obie drużyny zagrały na niezłej skuteczności. Wszyscy, którzy wybiegli na parkiet, mocno przyczynili się do dobrej gry całego zespołu. Cieszymy się, że po serii trzech, mniej szczęśliwych porażek, wygraliśmy mecz, który cały czas utrzymuje nas, przynajmniej matematycznie, w grze o rundę play-off - kontynuował szkoleniowiec zgorzeleckiego zespołu.

Czarno-zieloni musieliby mieć sporo szczęścia, aby awansować do ćwierćfinału. By przyświecający im cel stał się faktem, koszykarze z przygranicznego miasta powinni pokonać nie tylko Trefl Sopot, ale także w najbliższą sobotę Stelmet BC Zielona Góra, który na własnym parkiecie nie przegrał od blisko dwóch lat.

- W tej chwili jesteśmy troszeczkę z boku, ale za chwilę może się okazać, że sytuacja się odwróci. Do samego końca będziemy wierzyć, że zagramy w ćwierćfinale. Może po meczu Asseco z Polpharmą okaże się, że ponownie jesteśmy w fotelu kierowcy, a nie pasażera - gdybał po końcowym gwizdku meczu z Siarką Piotr Ignatowicz.

Asseco pokonało jednak Polpharmę 79:70 i jest w dużo bardziej uprzywilejowanej sytuacji niż Turów. Gdynianie mają na swoim koncie 16 zwycięstw oraz 13 porażek, a do zakończenia rundy zasadniczej pozostały im jeszcze trzy pojedynki. Rywalami będą: Energa Czarni Słupsk, Siarka Tarnobrzeg i Stelmet. Biorąc pod uwagę zwycięstwo zgorzelczan nad mistrzami Polski, musieliby oni wygrać dwa pojedynki. W przypadku sobotniej porażki Turowa do awansu wystarczy im tylko jeden triumf. W przygranicznym mieście po raz pierwszy od 2005 roku nie zagościłaby wówczas runda play-off.

Czy PGE Turów awansuje do rundy play-off?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×