Trail Blazers dotychczas prezentowali się kiepsko i wyraźnie odstawali od Clippers, ale zmieniła się arena i zmieniły się też warunki gry. Tym razem nadawali je gospodarze, którzy tylko w jednej odsłonie byli mniej skuteczni od zawodników z Los Angeles.
Zespół Terry'ego Stotsa popełnił sporo strat, lecz nie przeszkodziło mu to w sięgnięciu po zwycięstwo. Kluczem do wygranej była zwyczajnie lepsza skuteczność. Tak się złożyło, że Chris Paul (26 punktów) i spółka mieli sporo problemów z trafieniem do kosza. Trudności sprawiały im nawet rzuty osobiste.
Nic dziwnego, że to ekipa z Portland okazała się lepsza. W strefie podkoszowej dominował Mason Plumlee, który zebrał aż 21 piłek, ale miał też 9 asyst i 6 punktów. Najskuteczniejszy był Damian Lillard. 25-letni koszykarz uzbierał 32 punkty, 5 zbiórek i 2 asysty. Dobre spotkanie zagrał też CJ McCollum, autor 27 "oczek".
Wygląda na to, że najwięcej emocji spośród wszystkich par czeka nas w konfrontacjach Pacers z Raptors. Po czterech spotkaniach mamy bowiem - i tylko w tej serii - remis. To zespół Franka Vogela doprowadził do patowej sytuacji. Zawodnicy z Indianapolis nie dali żadnych szans swojemu rywalowi, który bił głową w mur. W całym meczu trafił tylko 36,5 procent rzutów z gry.
Co oczywiste, Pacers byli znacznie lepsi. W szczególności duet George Hill - Ian Mahinmi, który zdobył łącznie aż 44 punkty. Pierwszy miał blisko 82 procent skuteczności, drugi nieco ponad 64. 29-letni Francuz zanotował jeszcze 10 zbiórek. Nieco w ich cieniu był Paul George, autor 19 "oczek", ale jego efektywność pozostawiała sporo do życzenia (trafił 6 z 16 rzutów).
Z kolan podnieśli się gracze Hornets. Podopieczni Steve'a Clifforda wreszcie dopięli swego i pokonali Miami Heat. Żar tym razem przygasł, zwłaszcza w drugiej i trzeciej kwarcie, kiedy dopisał do swojego dorobku raptem 30 punktów. To o aż 16 mniej niż rywal, czyli dokładnie tyle, ile wyniosły rozmiary porażki.
Zespół z Charlotte miał spory wachlarz opcji w ofensywie, co miało ogromny wpływ na zwycięstwo. Najwięcej punktów uzbierali jednak Jeremy Lin i Kemba Walker (odpowiednio 18 i 17). Double-double zanotował Marvin Williams (12 punktów i 12 zbiórek). Na nic zdał się wysiłek Hassana Whiteside'a (13 punktów, 18 zbiórek i 4 bloki), Luola Denga czy Dwyane'a Wade'a.
Drużyna z Teksasu już po raz trzeci w play-off musiała uznać wyższość Oklahoma City Thunder. Podopieczni Ricka Carlisle'a nie zdołali zatem wykorzystać przewagi własnego parkietu, którą uzyskali po niespodziewanym zwycięstwie w starciu numer dwa.
Zespół z Charlotte miał spory wachlarz opcji w ofensywie, co miało ogromny wpływ na zwycięstwo. Najwięcej punktów uzbierali jednak Jeremy Lin i Kemba Walker (odpowiednio 18 i 17). Double-double zanotował Marvin Williams (12 punktów i 12 zbiórek). Na nic zdał się wysiłek Hassana Whiteside'a (13 punktów, 18 zbiórek i 4 bloki), Luola Denga czy Dwyane'a Wade'a.
U gości znakomicie wypadł Enes Kanter, który wszedł z ławki rezerwowych i zaaplikował rywalowi aż 28 "oczek", trafiając... 12 z 13 rzutów z gry. Do tego zebrał jeszcze 6 piłek. Spory wkład w wygraną miał też Russell Westbrook, autor 25 punktów, 15 asyst, 5 zbiórek i 2 przechwytów.
Dallas Mavericks - Oklahoma City Thunder 108:119 (18:33, 30:24, 31:32, 29:30)
(Nowitzki 27, Matthews 19, Felton 19, Harris 12, Anderson 10 - Kanter 28, Westbrook 25, Durant 19, Ibaka 16, Adams 14, Waiters 12)
Stan rywalizacji: 3-1 dla Thunder
Portland Trail Blazers - Los Angeles Clippers 96:88 (22:19, 27:21, 21:27, 26:21)
(Lillard 32, McCollum 27, Harkless 10 - Paul 26, Crawford 19, Griffin 12, Jordan 11)
Stan rywalizacji: 2-1 dla Clippers
Indiana Pacers - Toronto Raptors 100:83 (28:16, 29:26, 16:16, 27:25)
(Hill 22, Mahinmi 22, George 19 - Valanciunas 16, Lowry 12, Carroll 12, Powell 10)
Stan rywalizacji: 2-2
Charlotte Hornets - Miami Heat 96:80 (29:28, 20:16, 26:14, 21:22)
(Lin 18, Walker 17, Kaminsky 15, Williams 12, Zeller 12, Jefferson 10 - Deng 19, Wade 17, Whiteside 13, Dragić 11)
Stan rywalizacji: 2-1 dla Heat