Przemysław Szurek: Stoję murem za moimi chłopakami

WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Przemysław Szurek
WP SportoweFakty / Tomasz Fijałkowski / Przemysław Szurek

Koszykarze Biofarmu Basket Poznań w dobrym stylu utrzymali się w I lidze. Obecny sezon podsumowaliśmy z trenerem beniaminka - Przemysławem Szurkiem.

Dla większości zawodników z Poznania był to pierwszy sezon na tym szczeblu rozgrywek. Biofarm Basket, dowodzony przez trenera Przemysława Szurka nie dość, że zagrał kilka znakomitych meczów, to na dodatek na szerokie wody wypłynęło kilku niezwykle utalentowanych graczy.
WP SportoweFakty: Dużo nerwów kosztował pana ten sezon?

Przemysław Szurek: Z pewnością. Nie tylko mnie, ale także wszystkich ludzi w klubie. Wiedzieliśmy, że grając w I lidze tak młodym składem, porywamy się na bardzo trudne zadanie. Na pewno emocji było sporo. Jeszcze więcej nerwów było kiedy dowiedzieliśmy się, że naszym przeciwnikiem w play-outach będzie Śląsk Wrocław. Był to rywal, z którym nie chcieliśmy grać, ponieważ zdawaliśmy sobie sprawę, że może wzmocnić się zawodnikami z pierwszego zespołu. Na szczęście wszystko skończyło się happy endem.

Zacznijmy od początku. Kiedy dowiedział się pan, iż Biofarm Basket Poznań wystartuje I lidze?

- Po zdobyciu brązowego medalu mistrzostw Polski U20, wiedzieliśmy, że mamy dwie drogi na przyszłość. Albo skorzystamy z ewentualnego zaproszenia do gry w I lidze, albo większość chłopaków odejdzie. Granie w II lidze byłoby niekorzystne dla ich rozwoju. O tym, że zagramy na zapleczu ekstraklasy dowiedzieliśmy się w połowie lipca, wtedy została podana oficjalna informacja.

Zespół składa się praktycznie z samych młodych graczy, których wspomaga Adam Metelski. Od początku pan chciał, aby środkowy dołączył do zespołu?

- Adam był już wcześniej naszym głównym celem, nawet jak graliśmy w II lidze. Wiedzieliśmy jednak, iż jego ambicje są dużo większe niż gra na tym poziomie rozgrywek. Dopiero kiedy pojawiła się opcja, że możemy zagrać w I lidze, Adam przystał na naszą propozycję. Był on naszym celem transferowym numer jeden. Po pierwsze jest z Poznania, a po drugie jest to świetny człowiek. Nie każdy zawodnik pasuje do takiej filozofii klubu, a Adam swoją postawą życiową wpisuje się w nasz projekt fantastycznie.

Co pan pomyślał sobie po dwóch kolejkach, w których Biofarm zdobył komplet zwycięstw?

- Myślałem to samo, co przed rozpoczęciem sezonu, że będzie to dla nas wszystkich bardzo trudny rok. Dwa zwycięstwa o niczym nie świadczyły. Poza tym mam wrażenie, że drużyna z Tychów nie spodziewała się takiego rozpoczęcia rozgrywek z naszej strony. Wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie rywalizować na tym poziomie, ale na pewno nie będzie to łatwe.

Drużyna z Poznania w rundzie zasadniczej miała wzloty i upadki. Który moment był dla pana najlepszy?


- Najlepszym momentem był dla nas początek roku. Od samego początku zawodnicy pracowali bardzo sumiennie, jednak widziałem wtedy na treningach, że jakość gry poszła w górę. Byłem pewien, że to w końcu odpali. Pierwszym symptomem było spotkanie ze Zniczem Pruszków, w którym przegraliśmy dopiero w ostatniej sekundzie. Później przyszły świetne mecze ze Spójnią Stargard oraz Sokołem Łańcut. Gdyby nie przymusowa przerwa związana z rozgrywkami U20, która wybiła zespół z rytmu, to nie gralibyśmy w play-outach.

Realne były nawet play-offy?

- Nie wiem czy play-offy, ale myślę, że o utrzymanie byśmy nie grali. Załamanie formy przydarzyło się nam w meczu z Kłodzkiem, Gliwicami czy Siedlcami. Były to spotkania kluczowe, po których moglibyśmy utrzymać się szybciej. Sam turniej U20 był dla nas bardzo korzystny, zajęliśmy piąte miejsce, jednak wybił on z rytmu I-ligowy zespół.
[nextpage]
Sporą bolączką Biofarmu były końcówki, w których drużyna przegrała kilka "wygranych meczów". Miał pan wtedy chwile zwątpienia?

- Wie pan, pracuję zbyt długo z młodzieżą, aby w nich zwątpić. Widziałem, że zawodnicy chłoną wiedzę i zachowują etykę pracy. Po kilku porażkach nie było widać, że jakość treningu poszła w dół. Bardziej obawiałem się tego, że nie zdobędziemy na tyle doświadczenia, aby utrzymać się w I lidze, kiedy przyjdą decydujące mecze.

Pracujemy ze sobą kilka lat i przerabialiśmy to już w drugiej lidze. Potrafiliśmy przegrać "wygrane mecze", a rok później zajęliśmy trzecie miejsce. Mamy już doświadczenie i wiedzieliśmy, że nasza gra musi w końcu zaskoczyć.

A jak zawodnicy reagowali na takie porażki? Pojawiało się u nich małe zniechęcenie?

- Mogę zagwarantować, że nie. Gdyby takie zwątpienie było, to nie wygralibyśmy w play-outach ze Śląskiem. Dobrym przykładem jest tutaj drugi mecz z drużyną z Wrocławia, w którym potrafiliśmy wrócić do gry i wyrwać zwycięstwo. Ja za tymi chłopakami stoję murem. Dobór do naszego składu Tomka Smorawińskiego czy Michała Szydłowskiego też nie był przypadkowy. Jest to świetna grupa ludzi.

W meczach o utrzymanie rywalizowaliście ze Śląskiem Wrocław. Po tym jak okazało się, że waszym rywalem będzie Śląsk, wyczułem w obozie Biofarmu lekki niepokój. Mam rację?


- Zdecydowanie. O ile z zespołami, które są bardziej zaawansowane wiekowo, mogliśmy uzyskać przewagę, to Śląsk Wrocław jest do nas bardzo podobny. Na dodatek wzmocnili się Pawłem Mrozem, którego się nie spodziewaliśmy. Paweł zagrał dziewięć meczów i nikt nie przypuszczał, że będzie miał prawo gry w play-outach. Okazało się, że była luka w przepisach i zawodnik mógł rywalizować o utrzymanie w lidze. Myślę, że gdyby Śląsk w takim składzie występował cały rok, to moim zdaniem spokojnie zakończyłby sezon w połowie stawki.

Celem drużyny z Poznania jest promowanie młodych zawodników
Celem drużyny z Poznania jest promowanie młodych zawodników

W zespole z Wrocławia prym wiódł Norbert Kulon. To właśnie rozgrywającego obawiał się pan najbardziej?

- Na pewno tak. Zadajmy sobie pytanie, ilu w I lidze jest takich zawodników jak Norbert Kulon? Myślę, że bardzo niewielu. Norbert w tym sezonie udowodnił, iż świetnie radzi sobie w ekstraklasie. Dobrym przykładem był tutaj pojedynek z Czarnymi Słupsk, w którym zdobył 11 punktów. To w ogóle była dziwna sytuacja, że taki zespół występował w play-outach.

Jakiś czas temu napisałem na Twitterze, że los oddaje drużynie z Poznania to, co zabrał w rundzie zasadniczej. Podpisuje się pan pod tym stwierdzeniem?

- Zgadzam się bez dwóch zdań. Cieszę się, że końcówki meczów w play-outach ułożyły się bardzo dobrze. Niektórzy narzekali na los, ale ja uważałem, że jest to normalne w pracy z młodzieżą. Fajnie, że szczęście było po naszej stronie. Gdyby go nie było w drugim meczu, to pewnie byśmy tę serię przegrali.

Sezon 2015/2016 wykreował dla I ligi wielu zawodników z Poznania. Jak dla mnie największe słowa pochwały należą się Piotrkowi Wielochowi.

- Jestem bardzo dumny z tego chłopaka, gdyż jeszcze kilka lat temu jego nazwisko było nieznane. Wielu zawodników z rocznika 1994 grało w kadrach narodowych, a obecnie kilku z nich nie ma już w koszykówce. Piotrek natomiast radzi sobie bardzo dobrze i ciągle się rozwija.

Dopóki koszykówka nie wróci w Poznaniu na poziom ekstraklasy, to naszym celem jest promowanie młodych chłopaków. Ten plan realizujemy od pierwszego dnia pracy i cieszę się, że w tym sezonie wypłynął Piotrek Wieloch czy Mateusz Bręk.
[nextpage]
Wieloch jest również kapitanem zespołu z Poznania. Nie często się zdarza w I lidze, aby tak młody zawodnik nosił opaskę na swoim ramieniu.

- Ma pan rację, ale musielibyśmy tutaj poruszyć temat filozofii klubu. Pracujemy bardzo ciężko i nawet zawodnicy, którzy nie są w młodzieżowych kadrach w Polsce, przebijają się do seniorskiej koszykówki. Takim przykładem jest właśnie Piotr Wieloch, który zawdzięcza to swojej pracy i zaangażowaniu. Wiedziałem, że dla Adama Metelskiego nie będzie to problemem, aby to Piotr był kapitanem. Daje on świetny przykład młodszym i starszym zawodnikom jak postępować na boisku.

[b]

Pokazał to choćby w ostatnim meczu ze Śląskiem Wrocław, w którym zagrał kapitalnie.[/b]

- Mieliśmy na początku trzeciej kwarty drobny kryzys. Śląsk postawił obronę strefową, z którą mieliśmy problemy. Przeciwnik odrobił straty i wtedy bardzo ważną "trójkę" trafił właśnie Wieloch. Jest to dowód na to, że nawet w takim meczu potrafi wziąć ciężar zdobywania punktów na swoje barki.

Szersza publiczność w Polsce dowiedziała się kim jest Jakub Fiszer, Mateusz Bręk czy Damian Szymczak. W kolejnym sezonie będą oni jeszcze lepsi?

- Odwołam się do doświadczeń z poprzednich lat. Co roku notowaliśmy progres jako drużyna. Zakładam, że skoro utrzymaliśmy się sportowo, to dzięki zdobytemu doświadczeniu oraz fizyczności, która będzie szła w górę, to zarówno indywidualnie jak i zespołowo będą jeszcze lepsi.

Na osobny temat zasługuje również 17-letni Mikołaj Kurpisz, który w drugiej rundzie rozgrywek, mówiąc kolokwialnie odpalił. Nie bał się pan postawić na tak młodego chłopaka?

- Powiem wprost - Mikołaj w pierwszej rundzie rozgrywek nie grał tylko dlatego, gdyż miał problemy z nauką. Postawiłem sprawę jasno, że jak to poprawi, to wtedy dostanie szansę gry w dłuższym wymiarze czasowym. To jak gra obecnie Mikołaj, to jest jego wielki sukces. Ma duży talent i zaczął to pokazywać. A to, że dostał szansę w tak trudnych spotkaniach? Obiecałem kilka lat temu, że będziemy stawiać na młodych graczy. Warto z nami pracować.

Jaka przyszłość czeka Biofarm Basket Poznań? Będzie pan chciał za wszelką cenę utrzymać obecny skład?

- To zależy od tego jak najlepsi zawodnicy zostaną wycenieni. Prawda jest taka, że nie będziemy potentatem finansowym w I lidze, i nie taki jest również nasz cel. Chciałbym, aby wszyscy zostali z nami. Musimy dowiedzieć się, jakie będą mieli oczekiwania. Jeżeli będziemy w stanie je spełnić, to będę się bardzo cieszył. Marzy mi się taki scenariusz, aby utrzymać trzon zespołu, dołączyć do składu kilku młodych graczy oraz dokooptować nowego zawodnika.

Będzie pan szukał młodego czy raczej doświadczonego zawodnika?

- Na tym etapie nie jestem w stanie zbyt dużo powiedzieć. Nasz budżet dopiero się kształtuje. Na pewno potrzebujemy trochę ognia w ofensywie. O ile świetnie bronimy, to jednak mamy problem ze skutecznością. Na pewno w tej materii musimy jeszcze popracować.

Dopuszcza pan myśl, że jeśli kilku czołowych graczy dostanie dobre warunki finansowe z innych klubów, to mogą odejść z Poznania?

- Wierzę, że zawodnicy nie podejmą pochopnych decyzji. Muszą sobie odpowiedzieć, czy warto dla niewielkiej podwyżki przenieść się do innego zespołu, w którym ich rola będzie ograniczona. W naszym klubie dostali bardzo dużo minut na parkiecie. Chciałbym, aby jeszcze rok okrzepli.

Rozmawiał Jakub Artych

Źródło artykułu: