Damian Chodkiewicz: Marcin Stefański był najbardziej spragniony zwycięstwa w dniu swoich urodzin?
Marcin Stefański: [Śmiech] Na pewno byłem spragniony, ale czy najbardziej? Po prostu zależało mi na tym, aby wygrać. Mam urodziny, chciałbym właśnie z zawodnikami miło spędzić wieczór, z moją rodziną i dziewczyną Dagmarą, którzy do mnie przyjechali. Myślę, iż każdemu jednakowo zależało na zwycięstwie, ale ja naprawdę, z całego serca, chciałem odnieść zwycięstwo nad Polpharmą i cieszyć się z tych moich 18-stych urodzin [śmiech].
Otrzymał Pan chyba najlepszy prezent na 26-te urodziny, jaki jest tylko możliwy.
[śmiech] Tak, bardzo się z niego cieszę! Dlaczego jestem szczęśliwy? Chłopaki zrobili mi prezent, ale najważniejsza była jednak wygrana spotkania z Polpharmą. Chyba nikt z nas przed meczem nie spodziewał się, że osiągniemy ponad dwudziestopunktową przewagę, ale ostatecznie udało nam się jednak odrobić straty z pierwszego meczu. Jeżeli starogardzianie się potkną, to mamy bardzo duże szanse nawet na drugie miejsce po rundzie zasadniczej.
Plan został wykony w dwustu procentach. Mieliście wygrać różnicą 21 punktów, ale udało się osiągnąć przewagę aż 42.
Wierzyłem w to, ale nie spodziewałem się, iż uda się zrealizować dwieście procent założeń. Ostatnio wszystko nam się układa - odnieśliśmy trzy kolejne wygrane, w tym pokonaliśmy w bardzo ciężkim wyjazdowym meczu Anwil, a u siebie wygraliśmy z Polpharmą. Możemy być z tego powodu naprawdę szczęśliwi. Teraz czekają nas dwa tygodnie przerwy, więc musimy się dobrze przygotować, by pokonać Górnik oraz Polonię i być może wskoczyć nawet na drugą pozycję.
Może zdradzi Pan, jakie cuda dzieją się w Waszej szatni, że po przerwie deklasujecie rywali?
Trochę słabo zaczęliśmy mecz z Polpharmą, ale ostatecznie odrobiliśmy straty. Uważam, że nie ma żadnego sekretu i jakiejkolwiek recepty. Po prostu po przerwie wychodzimy skoncentrowani i zależy nam na wygranej, a to się udaje.
Zapewne łatwiej się gra, gdy rzuty za trzy wpadają do kosza. Przeciwko Anwilowi tego zabrakło, ale z Polpharmą to sobie odbiliście.
Z całą pewnością. Nie da się ukryć, że gdy trafia się za trzy z każdej pozycji to jest zdecydowanie łatwiej. Punktowaliśmy z dystansu, ale trzeba dodać, iż te rzuty, poza trójką Roberta Witki z ósmego metra, nie były oddawane z trudnych pozycji, ale z otwartych, bowiem cała drużyna je wypracowywała i ciężko na to pracowaliśmy.
Zagraliście bardzo zespołowo w przeciwieństwie do Polpharmy, która po zmianie stron zanotowała zaledwie jedną asystę.
Mamy bardzo wyrównany skład. Każdy z naszej dwunastki może wejść na parkiet i wygrać mecz, co czyni nas bardzo silną drużyną, więc odnieśliśmy takie, a nie inne zwycięstwo. Zagraliśmy bardzo zespołowo, wszyscy trafiali i jesteśmy z tego powodu szczęśliwi.
Ostatnio to Tyus Edney prowadził Was do wygranej, ale we wtorek zagrał słabiej. Kto, przeciwko Polpharmie, przejął jego rolę?
Każdy poszczególny zawodnik, włącznie z naszymi trenerami. W spotkaniu z Polpharmą nie było zawodnika, którego szczególnie można byłoby wyróżnić, ponieważ każdy miał swój wkład zarówno w obronie, jak i w ataku. Robert Witka sześciokrotnie trafił za trzy, ale to od nas otrzymywał te podania. Moim zdaniem każdy zasługuje po pochwałę i wszyscy wspólnie zasłużyliśmy na wygraną.
Można jednak zauważyć, iż w zespole poprawiły się morale i atmosfera jest zdecydowanie lepsza.
Ciężko jest mi powiedzieć, jak było w drużynie, zanim do niej dołączyłem. Słyszałem jednak, iż trener Saso Filipovski miał bardzo dobry warsztat trenerski, z którego uczył się właśnie trener Paweł Turkiewicz. Myślę, iż nasz obecny szkoleniowiec dużo się od niego nauczył, więc ta wiedza, wraz ze świeżością nowego trenera i jego pomysłami, procentuje. Bardzo cieszę się, że Turów prowadzą dwaj młodzi trenerzy i właśnie tak to wygląda. Atmosfera w zespole jest teraz naprawdę dobra.
Odrodziły się więc strzelecki umiejętności Alexa Harrisa?
Alex Harris, podobnie jak ja, otrzymał więcej minut od trenera Turkiewicza. Po kontuzji powrócił także Bryan Bailey i pokazał, że stać go na dużo. Okazję do gry otrzymali także Sebastian Szymański oraz Bartosz Bochno i wykorzystali ją. Harris odrodził się, ale moim zdaniem odrodziła się cała drużyna, bowiem panująca wokół nas atmosfera i relacje między nami procentują tym, iż z dnia na dzień stajemy się coraz lepszą drużyną.